- Tak właściwie…. To czemu tam biegłaś, co?! Myślałem,
że też uciekniesz! Wystawiłaś mnie! – Victor nagle wybucha.
- Przestań się wydzierać, durniu, bo nie dożyjemy do
zachodu słońca! – burczę, a on warczy, ale się ucisza. - Miałam pozwolić,
żebyś, do cholery, zginął?! – szepczę z wściekłością. Doprawdy, jak mnie ten
dzieciak irytuje.
- A ty to co?! Miałem cię ochronić, a jak zwykle dałem
ciała!
- Daj spokój, Victor! Nie ma co wciąż się nad tym
rozwodzić! Mamy broń, to nam wystarczy. Szkoda tylko, że pobiłeś tamtego. Może
mielibyśmy szanse na sojusz z jakimś zawodowcem. No, ale niestety musiałeś się
wtrącić.
- O matko, jak ja chcę cię w tym momencie uderzyć.
- No dalej! Zakończ to. Uwierz, że wolę, żebyś to ty
mnie zabił - To skutecznie zamyka mu usta.
Oddaję mu miecz
wraz z plecakiem, posyłając przy okazji gniewne spojrzenia. Niech się trochę
pomęczy. Ja przejmuję władzę nad ukochaną i zabójczą kamizelką, którą ubieram
pod płaszcz. Jest mi dość ciepło, więc płaszcz jest rozpięty, ciemna bluza
również. Tak jest o wiele wygodniej. Powracam myślami do Sierry i dziękuję mu,
za większy rozmiar moich ciuchów. Czuję się swobodnie i lekko. Przypuszczam, że
w tej chwili mogłabym przebiec kilometry bez większego problemu. Łuk wraz z
kołczanem przewieszam przez plecy. Później może nauczę się jak z niego
korzystać. Przynajmniej nikt poza nami i czarnowłosym chłopcem ich nie będzie
miał. Mam nadzieję, że już więcej go nie spotkam. Widziałam jak się posługiwał
łukiem na treningach. Na samą myśl przechodzi mnie dreszcz.
Idąc, czasem
truchtając, gdy zyskujemy na chwilę siły, wciąż szukamy śladów wody. Póki co
widziałam jedynie mały strumyczek przy rogu obfitości.
Pragnienie
zaczyna nam coraz bardziej dokuczać, lecz nie zatrzymujemy się, w obawie przed
wrogami. Nie słyszę nic poza naszymi przyspieszonymi oddechami, jednak wolę
zachować ostrożność. Teraz to ja odpowiadam za bezpieczeństwo brata. Nie mogę
pozwolić na jakiekolwiek bliższe starcie w ciągu następnych paru dni. Widzę
przerażenie w jego oczach, wiem jak się czuje i muszę go chronić.
Wkrótce, ku mej
uldze, odnajdujemy maleńki zbiornik w miejscu, które jeśli wierzyć napisom,
było jakimś parkiem.. Opłukujemy twarze, napełniamy brzuchy. Ehh.. Chyba humor
w końcu zaczyna mi dopisywać. Udało mi się coś osiągnąć po raz drugi!!! Brawo,
Lyall!!! Śmieję się do siebie, co kompletnie zbija z tropu biednego Victora.
- Jak to się stało? Kto to był? – pytam po jakimś
czasie w zamyśleniu.
- Cielsko, które wybuchło? – Domyśla się Victor, a ja
kiwam głową twierdząco. – Jakiś chłopak. Zdążyłem tylko zauważyć jego brązową
czuprynę. Po prostu zeskoczył z podestu… To takie…
- Odważne. Otwarty sprzeciw – szepczę cicho. – Umarł
na własnych warunkach.
- Dotąd jeszcze nie słyszałem o kimś, kto by wybuchł,
sekundę przed rozpoczęciem igrzysk. W ogóle, żeby ktoś wybuchł.. – kontynuuje,
nie słysząc moich słów.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz – rzucam
sarkastycznie.
Postanawiam, że
zostaniemy tu trochę dłużej, więc Victor ściąga plecak i zagląda do środka.
Znajdują się tam dwie małe butelki, które przy okazji szybko napełniamy,
paczuszka suszonych owoców i kawałek miękkiego chleba, paski suszonej wołowiny,
także lina, zapałki, skarpetki i czapkę oraz miętusy! Miętusy! Nie wierzę w
moje szczęście. Uśmiecham się do Victora.
- Jak widać, narazie szczęście nam sprzyja. Jednak
musimy omówić jeszcze parę kwestii. Gdzie znajdziemy schronienie? Gdy
zostaniemy na dworze, może być strasznie zimno, a gdy schowamy się w środku i
nas znajdą, nie ma ucieczki. Będziemy w pułapce.
- Coś musimy zrobić. Jesteśmy zbyt odsłonięci.
Oboje
równocześnie podskakujemy, gdy słyszymy pierwszy wybuch armaty, który oznacza
śmierć jednego trubuta. Parę sekund drugi, trzeci, czwarty… i tak dalej.
- Naliczyłem dziesięcioro.
- A więc czternastu wciąż w grze – milczę przez
chwilę. – Mam pomysł. Widziałam parę sklepów, kiedy szliśmy. Może jak natkniemy
się na następny, zobaczymy czy coś jest w środku?
- Jasne. Można spróbować.
Drzwi są
zamknięte, jednak po paru próbach w końcu udaje się nam włamać do budynku.
Przemieszczamy się pomiędzy półkami na ugiętych kolanach. Buty na szczęście nie
wydają żadnych dźwięków, więc możemy się poruszać prawie bezszelestnie. W
sklepie odnajdujemy parę puszek z jedzeniem, kolejną torebkę suszonych owoców,
jakieś płatki. Ubezpieczymy się na cały pobyt tutaj! Z jednej strony jestem
zadowolona, że tak łatwo możemy zdobyć pożywienie, jednak z drugiej, nie chcę,
aby i moi przeciwnicy nie mieli z tym trudności. Poza tym… Czy organizatorzy
naprawdę chcą, żeby było tak prosto? Nie jestem co do tego taka pewna…
Czuję, że
zmęczenie oddziałuje na mnie z coraz to większą siłą. Wciąż walczę z ciągle
zamykającymi się powiekami. Skupiam się na naszej broni.
- Umiesz posługiwać się łukiem? – pytam brata, ten w
odpowiedzi kręci głową.
- Próbowałem trochę na treningach, ale mi nie
wychodziło. Głupie cholerstwo.
- Niemożliwe. Znalazłam rzecz, w czym Victor Rain nie
jest dobry – szczerzę się w jego stronę.
- Spadaj – słyszę w odpowiedzi.
Wychodzimy z
budynku, nasłuchujemy czujnie, jednak towarzyszy nam tylko cisza. Postanawiam
wypróbować naszą broń i biorę do ręki łuk. Sięgam w stronę kołczanu i wyciągam
strzałę z włókna węglowego. Kładę na podstawkę i naciągam cięciwę. Wypuszczam
strzałę i ku memu ogromnemu rozczarowaniu upada bezwładnie niecałe dwa metry
przede mną. Victor wybucha śmiechem. Wręcz turla się po ziemi, a ja czerwienię
się z wściekłości.
- Wal się, mały gnojku! Sam lepiej byś tego nie
zrobił!
Śmieje się
jeszcze przez parę minut. W końcu podnosi się na nogi i otrzepuje ubranie z
błota, trawy i liści. Unoszę wysoko głowę i odwracam się do niego plecami.
Próbuję jeszcze raz, jednak bezskutecznie. Zirytowana rzucam łukiem na ziemię i
siadam pod drzewem z naburmuszoną miną.
- Nie łam się, Lyall. Całe szczęście, że robisz z
siebie idiotę tylko na moich oczach. No i też na oczach milionach widzów.
Przynajmniej inni zawodnicy są nieświadomi – szczerzy do mnie śnieżnobiałe
zęby, a ja mam ochotę na zmasakrowanie tej ślicznej buźki.
Hallo Sweetie *
OdpowiedzUsuńCzy to dziwne, że czytając ten rozdział miałam uśmiech na ustach ?
Nie sądziłam, że kłótnie z rodzeństwem z boku wyglądają aż tak zabawnie, już nie będę się kłócić z siostrą publicznie.
Czekam na akcję, no i na spotkanie z naszym trybunem, nie mogę się doczekać ich kolejnego spotkania, ich spojrzenia w oczy strachu, a może też poczucia bezpieczeństwa. No chyba, że on chce jej śmierci, a ona jego, nie rób tego, może nie chce ślubnych dzwonów, ale chociaż nadziei, na miłość, na uczucia. <3
Tym łukiem, to mnie po prostu powaliłaś, myślałam, że będzie świetna i w ogóle, a tu nie, nawet ta opcja mi się podoba.
Widzę, że trochę pozmieniałaś na blogu, poprzeglądam z chęcią twoje podstrony, może znajdę tam coś czego nie wiem, albo zapomniałam :D
Ściskam z całych sił :***
Weny !!
* jak ja uwielbiam Doctor'a <3
Weszłam właśnie na bloga i na prawdę zaskoczył mnie jego wygląd, pozytywnie oczywiście. Nie wiedziałam, że znasz się na grafice :P
UsuńZaskakujesz mnie dziewczyno :**
Szablon baaardzo mi się podoba :) Jest taki... Mroczny. tak to dobre słowo :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... Ciekawy, ciekawy... Eh ten Victor... Sam się na łuku nie zna a śmieje się Lyall... Chcą się nawzajem uratować? Podejrzewałam, że tak będzie :)
Pożywienie w sklepie... Pamiętam że to sugerowałam :)
nie wiem co jeszcze... weny nie mam ostatnio... i czasu też masakrycznie mało...
Pozdrawiam i do następnego :*
Heej,strasznie się ciesze,że znalazłam twojego bloga ;) Piszesz wspaniale,masz po prostu talnet.Sierra od pierwszego pojawienia się w twoim opowiadaniu spodobał mi się xD Po za tym było widać że czuje coś do Lyall ;> Gdy w 12 rozdziale pocałował Lyall normalnie skakałam ze szczęścia.Byli by bardzo fajną parą <33 Jak na razie to na igrzyskach jest spokojnie,ale później z pewnością wymyślisz jakieś pułapki...oby Lyall i Victor wygrali te igrzyska ;D Czekam na następny rozdział i pozdrawiam ;**
OdpowiedzUsuńJesteś kochana... Wasze komentarze wiele dla mnie znaczą. Dziękuję. :*
UsuńOMG kocham *-* mogłabyś u mnie na
OdpowiedzUsuńhttp://morderstwa-nie-sa-przypadkowe.blogspot.com
powiadamiać o nowych rozdziałach pod postem/notką?
Bo nie mam praktycznie czasu na systematyczne tutaj wchodzenia,
Eh szkoła mi na to nie pozwala- wiadomo.
Co do rozdziału i ogólnie bloga to tak;
piszesz w innej osobie (chyba w pierwszej?) co mi się podoba, to raz.
A dwa to, że tematyka i ogólnie pomysł na bloga taki nie typowy niby z igrzysk, ale jednak jest takie "coś" innego.
Dziś nie będę się rozpisywać kochana, przepraszam, ale znalazłam teraz chwilkę na napisanie TEGO komentarza i zaraz idę, ehh.
kc xx
Oczywiście, że mogę Cię powiadamiać o nowych postach. Cieszę się, że Ci się podoba... :) Pozdrawiam :*
Usuń