Rozdzielają nas już na stacji. Wpakowują do osobnych
pojazdów i zawożą do Centrum Odnowy, czy jak to tam zwą. Jestem przerażona.
Wstydzę się swojego ciała, nie chcę, aby ktoś go oglądał, nie życzę sobie
tego.. Ale logiczne, że nie mam nic do powiedzenia. Mam siedzieć cicho i
wykonywać wszystkie rozkazy oraz zachcianki. Mentor – chyba Cane, o ile się nie
mylę – patrzy wilkiem w moją stronę za każdym razem, gdy jest zmuszony mnie
oglądać. Teraz na jego twarzy dodatkowo widnieje dziwny uśmieszek. Widzi mój
strach i napawa się nim.
A kopnij się w dupę Cane – warczę w myślach i wbijam
paznokcie w dłoń, aby nad sobą zapanować.
Strażnicy odprowadzają mnie do ekipy przygotowawczej.
Naprawdę staram się dostrzec w nich ludzi, jednak dla
mnie to tylko karykatury. Stworzenia Kapitolu, obojętni na cierpienia,
spragnieni krwi i morderstw. Przez chwilę jest mi ich żal.
Jednak, gdy tylko na mnie spoglądają i widzę
politowanie na ich twarzach, wzbiera we mnie gniew. Są zniesmaczeni moim
widokiem.
- I co my mamy zrobić z tym czymś? – pyta piskliwie
kobieta o zielonych włosach i namalowanych w tym samym kolorze brwiach. Jej
rzęsy są ogromne i prawdopodobnie bardzo ciężkie, bo co chwilę mruga. Jednak
bardziej, niźli jej wygląd, rozśmiesza mnie kapitoliński akcent. Czuję jak
wargi zaczynają mi drgać, walczę z uśmiechem, jednak opanowuję się i przybieram
bezbarwną minę.
- Okropna postura! – wykrzykuje przerażony mężczyzna.
Twarz ma wręcz czekoladową od samoopalacza, a żółte włosy pełne jakiejś tłustej
substancji. Podchodzi do mnie i szturcha palcem w żebra. Odskakuję wściekła i
odpycham jego rękę. Krzywi się i masuje ją z naburmuszoną miną. Przecież nawet
nie użyłam siły!
- Uważaj sobie – zaczynam drgać z wściekłości.
- A te pomarańczowe włosy? – Wtrąca się trzeci z
ekipy. – Nie wiesz, że rudy to już przeszłość? To taki idiotyczny kolor!
- Och. Wybacz! Naprawdę nie chciałam sprawiać wam
kłopotu! – Wrzucam w to tyle jadu, na ile mnie tylko stać, ale chyba nie są w
stanie zauważyć sarkazmu.
- Nie przejmuj się. Coś wymyślimy – uśmiecha się
kobieta. – Jestem Alice, to jest Boyd – wskazuje na żółtowłosego – a to Pol –
uśmiecham się. Nie mogę się powstrzymać, ten akcent mnie rozwala. Kobieta chyba
uznaje, że to do niej, a nie z niej. Podchodzi i zaczyna mnie rozbierać.
- Przestań! – krzyczę piskliwie. Panika wypełnia mi umysł.
- Żartujesz sobie, tak? – pyta Pol. Ma fioletowe
powieki i usta. Nie mogę oderwać od nich wzroku, wyglądają okropnie.
Trzymam się kurczowo luźnego swetra i otaczam rękoma.
- Nie chcę! – Do oczu napływa mi fala łez. Tracę
ostrość, staram się pozbyć płynu.
Przez parę minut próbują się do mnie zbliżyć, ale
zachowuję się niczym mordercza maszyna. Atakuję, nie zwracam uwagi na dręczące
mnie wyrzuty sumienia. Wyobrażam sobie, że ich nie mam. Przez chwilę mam ochotę
wbić nóż w ich serca. Ta wizja niemal mnie uszczęśliwia. Gdybym nie była tak
przerażona zapewne uśmiechałabym się niczym szaleniec.
- Nie mamy na to czasu – oznajmia Boyd. – Straż!
Rozwieram szeroko oczy i wpatruję się w mężczyzn,
którzy wparowują do pokoju.
- Przytrzymajcie ją – prosi Alice.
Zaczynam wrzeszczeć i szarpać się. Nie… Nie! Nie.
Chwytają mnie za nadgarstki i utwierdzają w stalowym
uścisku. Zaczynam wierzgać nogami i kopać, kiedy Pol i Alice podchodzą, aby
mnie rozebrać. Przychodzi jeszcze jeden strażnik i unieruchamia mi stopy. Łzy
płyną mi strumieniami po policzkach, ból przeszywa całe ciało. Boli mnie nie
tylko od zewnątrz, ale i od środka. Zostałam pozbawiona ostatniej rzeczy,
jakiej miałam. Prywatności.
Obrzucili mnie wstydem.
Kiedy stoję już naga, zauważam kątem oka, że strażnicy
wgapiają się w moje ciało. Patrzą zuchwale, niczym zwierzęta. Rozwściecza mnie
to i korzystając z ich nieuwagi, wyrywam rękę i walę pięścią Pola w oko. Jeden
z mężczyzn uderza mnie w brzuch i warczy:
- Uspokój się albo tego pożałujesz.
Ból jest niesamowity. Uderzenie pozbawiło mnie resztek
powietrza. Przez chwilę walczę o oddech.
- Przypnijcie ją, nie mam ochoty oberwać ponownie –
warczy Pol i nakłada na twarz kolejną warstwę makijażu, aby zasłonić siniaka,
który zaczynał pojawiać się na jego skórze.
Przestaję się ruszać. Moje ciało wiotczeje. Strażnicy
przypinają mnie do łóżka i wychodzą.
Przez następne kilka godzin po moich policzkach nadal
spływają łzy. Alice krzyczy na mnie, abym się nie mazała. Wiem, że zachowuje
się jak dziecko. Powinnam zgodzić się od razu. Przecież wiedziałam, że to
nieuniknione… Jednak nie mogłam poddać się bez walki o moją intymność.
Przyglądam się jak smarują mnie jakąś dziwną
substancją, która zasycha, a potem odrywają ją od skóry. Krzywię się, ale nie
wrzeszczę. Nie dam im tej satysfakcji. Pozbawiają mnie włosów z całego ciała,
nie licząc tych na głowie. Czuję się okropnie. Wszystko strasznie mnie piecze i
swędzi. Moje paznokcie przybierają idealny kształt, włosy myto mi kilka razy i
pokryto jakimiś dziwnymi odżywkami. Gdy kończą, strażnicy odpinają mnie z pasów
i ponownie przytrzymują.
- Nic lepszego nie można z tobą zrobić – mówi z
pogardą żółtowłosy.
Wychodzą, a na nich miejsce przybywa, na oko
dwudziestoletni, chłopak. Ma krótkie, czarne włosy przeplatane granatowymi
kosmykami. Jest nienaturalnie blady i ubrany w czarny kostium.
Pomimo ogromnego skrępowania, smutku i gniewu, spoglądam
na niego z zainteresowaniem. Wygląda niesamowicie. Ganię się szybko w myślach i
spuszczam wzrok na ziemię.
- Hmm.. I oto nasza mała buntowniczka – oznajmia
intrygującym głosem. – Zostawcie nas – rozkazuje strażnikom.
- Jest pan pewny? Może być niebezpieczna – odpowiada
jeden i jestem niemal pewna, że patrzy prosto na mój biust.
- Tak. Idźcie. Natychmiast – jego głos przybiera
karcący ton.
Zostajemy sami. Od razu staram się zakryć rękoma.
Wstydzę się tego chłopaka jeszcze bardziej niż tamtych. Jest przystojny i
przeraża mnie to, że zaczyna mi się podobać.
Lyall. To twój wróg. Pamiętaj o tym – upominam się.
Podchodzi bliżej. Cofam się parę kroków, ale wtem
zauważam, że w rękach trzyma szlafrok.
Zakładam go szybko i obejmuję ciało dłońmi.
- Dziękuję – szepczę cicho, a po policzkach znowu
zaczynają płynąć mi łzy, z ulgi. Jestem wściekła za swoją słabość. Ocieram
szybko oczy i przybieram wściekłą minę oraz wilczy wzrok.
Chłopak uśmiecha się. Odwraca się do mnie tyłem, a ja
walczę z chęcią zaatakowania go. Naciska guzik na ścianie i otwierają się jedne
z drzwi. Przechodzimy do innego pomieszczenia. Znajduje się tam czerwona kanapa
oraz fotel. Okno stanowi całą ścianę i ukazuje widok na Kapitol. Kieruję wzrok
na swoje stopy. Są niemal tak samo białe jak kafelki na podłodze.
Siadam na kanapie, gniotę w dłoniach materiał
szlafroka.
- Jestem Sierra Martin i będę twoim stylistą – mówi
rzeczowym tonem.
Kiwam głową, po czym spuszczam wzrok na jego buty.
Trampki. Niemożliwe..
- Chciałabyś coś zjeść? – pyta.
Dopiero teraz uświadamiam sobie jak bardzo burczy mi w
brzuchu. Od rana nic nie jadłam.
- Poproszę – odpowiadam chrapliwym głosem.
Naciska kolejny guzik i ze środka stołu wysuwa się
następny blat, a na nim przeróżne pyszności. Widzę ryż z kawałkami z kurczaka i
warzywami, także ziemniaki oblane obficie grzybowym sosem. Na wazie wystawiono
mnóstwo soczystych owoców. W misce znajduje się zupa – prawdopodobnie rosół, a
jeszcze dalej dostrzegam waniliowy budyń. Do kryształowej szklanki wlano jakiś
czerwony płyn.
Zaczynam jeść. Przestaję się krępować, jestem zbyt
głodna, aby o tym myśleć.
Zastanawiam się nad tajemniczym mężczyzną. Nigdy
wcześniej nie widziałam go wśród stylistów. A może jednak nigdy nie patrzyłam
zbyt uważnie? Przecież czas igrzysk głównie spędzałam z Rennym. Nie
interesowały mnie igrzyska ani przygotowania do nich. Chciałam tylko, aby to
wszystko jak najszybciej się skończyło. Jednak jak mogłam nie zauważyć tak
fascynującej postaci? Kapitolińczycy nie ubierają się na czarno, lubują się w
przeróżnych kolorach, ale nie w tym. Chyba nawet nie uznają go jako barwę.
Zresztą żaden mieszkaniec Kapitolu nie ubiera się tak dobrze, z wyczuciem.
Widzę tylko przesadne i nieskuteczne starania, aby upiększyć się za wszelką
cenę, aby wyglądać najdziwaczniej jak tylko się da. Gdy w końcu napełniam
brzuch, Sierra zaczyna rozmowę.
- A więc musimy porozmawiać o twoim stroju na
ceremonię otwarcia igrzysk. Zgodnie z tradycją muszą one odzwierciedlać
charakter każdego z dystryktów – słyszę znudzenie w jego głosie.
Przypominam sobie, że podczas uroczystości
inauguracyjnych każdy z trybutów musi mieć na sobie coś, co kojarzy się z
głównym rodzajem przemysłu z jego dystryktu.
- Zboże… - szepczę cicho.
- Zgadza się, mała buntowniczko – nie potrafię na
niego patrzeć. Jego uśmiech mnie onieśmiela. – W dystrykcie dziewiątym jest to
zboże. – Milczy przez jakiś czas. - Oczywiście nie mogę tego mówić przy innych
stylistach i ekipach przygotowawczych, ale jak dla mnie rudy kolor włosów jest
uroczy. Bardzo ci pasuje.
- Dziękuję? – Jestem zbyt zaskoczona. Odpowiadam
pytaniem, nie wiem, co myśleć.
- Postanowiłem, że pozostaniemy przy twoim naturalnym
kolorze. Alice, Boyd oraz Pol twierdzą, że lepiej by było jakbyśmy je
przefarbowali.
Pełna paniki, łapię włosy i przez moją nieuwagę
szlafrok rozsuwa się. Chłopak jednak nie patrzy w dół, oczy ma utkwione w mojej
twarzy. Rozczula mnie to.
- Jednak to ja jestem stylistą, a nie oni, prawda? – Prezentuje
mi swoje niesamowite zęby w szelmowskim uśmiechu. - Jaki kolor lubisz? Jaki
jest twoim ulubionym?
Zaskakuje mnie to pytanie. Sierra jest taki inny…
Dziwny, ale pozytywnie dziwny. Nie posiada tego dziwnego akcentu albo
specjalnie go przy mnie nie używa. Podoba mi się to.
- Czarny – odpowiadam pewnie i uśmiecham się do niego.
Po raz pierwszy ślę kapitolińczykowi szczery uśmiech. Zaczynam sama siebie
zaskakiwać.
- Świetnie się składa – jego srebrne tęczówki
połyskują groźnie, ale nie odczuwam strachu.
Chyba mu ufam. Niedługo okaże się, czy postąpiłam
słusznie.
_______________________________________________________________________
Echh... Co ja robię...?
Zacznę od końca czyli od wyglądu bloga, nowego wyglądu. Wygląd jest delikatny i nie nachalny co mi się w nim podoba, nie jestem fanką wielce kolorowych stron internetowych, blogów, wole stonowane nie rażące w oczy kolory. Nienawidzę połączeń typu żółte tło i czerwone napisy czy fioletowy i różowe napisy. takich rzeczy, nawet jak bardzo się staram to po prostu moje oczy nie chcą na to patrzeć i tego czytać. Myślę, że nie jestem jakimś wyjątkiem, to jest przecież raczej normalne. Kończąc bardzo podoba mi się nowy wygląd, czcionka jest przyjemna , bardzo ładnie to zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńRozdział. po pierwsze jestem szczęśliwa, że tak szybko się pojawił. Przygotowania, więc już coraz bliżej do areny. Ciekawe. nie dziwi mnie zbytnio to że protestowała i płakała to przecież takie ludzkie.
Mówiłam Ci kiedyś, że piszesz tak realistycznie, że mam wrażenie jak bym była tam obecna, to rzadki talent, a ty go masz, czy ty w ogóle masz jakieś wady ? :D
Ostatnio pisałam, że za 3 rozdziały może będzie już arena, ale to chyba za szybko, tak sobie zdałam sprawę.
Teraz mam inne zmartwienie, jak atrakcyjnie można pokazać zboże ? czy to jest możliwe. Jestem ciekawa co ty wykombinujesz :D
Pozdrawiam :**
Mam mnóstwo wad. Ostatnio odczuwam, że po prostu stworzono mnie przypadkowo i niepotrzebnie. :)) Nieważne. Dziękuję, że Ci się podoba. Mam nadzieję, że nie zawiodę w kolejnych rozdziałach.. Buziaki. :*
UsuńNie przesadzaj, mnóstwo wad, to przecież jakaś bzdura. A to że jesteś stworzona przypadkowo to też nie prawda, bo nie wiem czy wiesz, ale ludzie nie rodzą się z powietrza :D i w ogóle nie mów tak jestem pewna, że jest mnóstwo ludzi, którzy Cię kochają i nie wyobrażają sobie życia bez ciebie. Twoi bliscy, przyjaciele pomyśl o nich i przestań pisać takie bzdury. Jak dla mnie jesteś wspaniałą dziewczyną, która, ma chyba zaklejony oczy, że nie potrafi dojrzeć tych wszystkich zalet jakie ma.
UsuńNie wiem dlaczego, myślisz, że jesteś nie potrzeba, nawet dla mnie jesteś, nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie czytać twoich opowiadań, przez nie poznawać ciebie, zachwycać się, płakać czytając twoje słowa, ale nie tylko dla mnie jesteś ważna, nie tylko mi jesteś potrzebna, rozejrzyj się dokoła, a na pewno znajdziesz wielu którym jesteś potrzeba i tych którzy są potrzebni Ci.
Mam wrażenie jakbyś miała, bardzo zaniżoną samoocenę i może nawet tak jest. Tylko nie rozumiem dlaczego ? Ja nie widząc się nigdy na oczy wiem, że masz o wiele więcej zalet niż wad.
Jestem pewna, że mnie nie zawiedziesz, przecież nigdy tego nie zrobiłaś :P
A teraz uśmiechnij się ładnie i uśmiechaj się tak cały dzień .
_______
"Bogactwem człowieka są: uśmiech, przyjazny gest, pogodne słowo. " -Phil Bosmans
Dziękuję..
Usuńproszę :*
Usuń