piątek, 11 lipca 2014

Twenty-fourth

Otwieram oczy. Ból, jaki mnie wypełnia jest nie do zniesienia. Teraz go czuję. Każdą najdrobniejszą rankę na mym ciele. Światło dnia mnie oślepia. Przymykam powieki, staram się dostrzec, gdzie się znajduję. Leżę w wysokiej trawie. Rosa delikatnie spływa z moich rąk, daje ulgę mojej twarzy.. Moje ubranie jest poszarpane i zakrwawione. Dotykam palcami cięć na przedramionach. Wzdrygam się z bólu. Podnoszę również resztki bokserki i krzywię się nieznacznie na widok zaschniętej krwi i prowizorycznych opatrunków.
Zaraz…
Ktoś się mną zajął? Skąd te bandaże? Nie pamiętam, żebym je zakładała. Nic nie pamiętam, poza…
Obrazy przenikają przez mój umysł w zawrotnym tempie. Oczy zaczynają mnie szczypać i kłuć, lecz nie zrobię tego. Nie rozpłaczę się jak bezbronna i nic niewarta dziewczynka.
Słyszę szelest trawy. Wiem, że nie jest spowodowany wiatrem, czuję to. Sięgam do kamizelki, ale jej nie widzę. GDZIE SĄ MOJE NOŻE?! BEZ NICH JESTEM BEZSILNA!
Nie dam się zabić. Będę walczyła moimi dłońmi. Nie zginę tak po prostu. Zamorduję go, kimkolwiek jest. Postać podchodzi do mnie. Widzę jak się nachyla, jednak nie potrafię rozszyfrować jej tożsamości. Nie ważne. Zabije ją bez względu na to, kim jest.
- Przebudziła się! – słyszę radosny głos, dostrzegam także uśmiech i już ją poznaję.
Serafina.
Patrzę na nią i nie potrafię wypowiedzieć nawet słowa, mimo iż w głowie kotłuje się miliony myśli.
Gdzie byłaś, kiedy Victor umierał? On umarł. Umarł…
Wtem słyszę bieg kolejnej osoby. Może nawet dwóch, a może całej gromadki ludzi. Nie jestem w stanie ocenić, wszystko jest takie nierzeczywiste. Wszystko poza bólem. On wydaje się być cholernie realny.
Kolejne sylwetki zbliżają się do mnie. Widzę tylko czarne twarze, lśniące uśmiechy.
Nie uśmiechajcie się. Victor nie żyje.
Jedna z osób dotyka mnie lekko za dłoń. Ma szorstką skórę pełną blizn. Chcę wyrwać rękę, jednak ten gest niezwykle mnie rozczula. Pomaga mi usiąść, a ja uporczywie staram się określić, kim jest. Podnosząc się, jęczę z bólu i krzywię się. Słońce w końcu przestaje mnie razić. Przed oczami mam ciemne plamy. Mrugam intensywnie, aby się ich pozbyć i ponownie patrzę na ich twarze.
Serafina. Płomienna Serafina. Piękna i pełna wdzięku jak zawsze, nie ważne, gdzie się znajduje. Jej włosy są nienagannie związane w kucyk, twarz oczyszczona z jakiegokolwiek brudu. Emanuje spokojem i zaraża uśmiechem.
Ciemnowłosy Torrance, silny, lecz kruchy w środku. Obserwuję przez chwilę jego hipnotyzujące tęczówki i czuję jak płynę przez niezmierzony błękit oceanu.
Zwracam wzrok w stronę ostatniej postaci i zamieram w bezruchu. Wiem, że to nieprawda. Nadmiar bólu sprawia, że mam halucynacje. Przecież wiem, że to niemożliwe. Kłamstwo. Kolejne chore i okrutne kłamstwo, które mnie spotyka. Widzę krótkie, lśniące, blond włosy, zroszone kropelkami wody. Jego oczy mają odcień bladego błękitu, który nie tak jak u Torrence’a przyciąga i atakuje… lecz uspokaja i leczy ze wszystkich trosk. Wita mnie irytującym uśmieszkiem, tak znajomym, że aż bolesnym. Ma lekko zaróżowione policzki, mokre od płaczu albo może deszczu? Zaczyna szlochać i śmiać się jednocześnie, ja nie potrafię się ruszyć.
To bestialskie i nieludzkie z ich strony. Dlaczego mi to robią? Czy Kapitol podał mi jakieś środki, które powodują te wizje? A może to zmiech?
Odpycham go z wściekłością.
- Odejdź. Zostaw mnie w spokoju! Wiem, że to kłamstwo – warczę gniewnie.
- Co takiego? – szeroko otwiera oczy. Jest zaskoczony, ale wiem, że to zwykła, tania sztuczka.
Cholerne zmieszańce.
- Głuchy jesteś? Pomyśleć, że Kapiotol nie dał ci prawidłowego słuchu!
- Lyall? Czy wszystko z tobą w porządku? – pyta zaniepokojony.
- Ależ absolutnie. Było okej, dopóki się tu nie pojawiłeś, zmieszańcu! Zabij mnie! Przecież wiem, że po to tu jesteś! – Mój głos jest zachrypnięty, gardło płonie.
- Torrance… Ona ma jakieś halucynacje – odwraca się do ciemnowłosego.
- Victor nie żyje! – wrzeszczę ze łzami w oczach. Płyn zaczyna wypływać z zakamarków mych oczu. Odnajduje drogę na zewnątrz. Nie daje mi to ulgi. Jest coraz gorzej.
- Co? Przecież ja żyję. Lyall. To ja. Vicki… - dawno nie słyszałam tego skrótu. Używałam go jak byliśmy młodsi. Wiarygodność tego stwora Kapitolu jest zaskakująca…
- Widziałam jak go zabijali. Wbili mu nóż w brzuch. Jak to wytłumaczysz, kreaturo?
- Jestem aż tak brzydki? – Śmieje się smutno.
Patrzę w jego oczy. Wydaje się być tak prawdziwy...
- Zanim odpłynęłaś, rzeczywiście otoczyli mnie, a blondyna z ósemki próbowała wbić sztylet w mój brzuch. Jednak nie udało jej się to. Nadziała się na metal, który ukryłem pod płaszczem.
- Co takiego? – Jestem zbyt oszołomiona.
- Mój brzuch i klatka piersiowa była otoczona warstwą metalu i materiału. Gdy wbijała nóż, poczułem tylko mocne uderzenie i wypukłość, która powstała w mojej tarczy. To był pomysł Torrance’a.
- Przecież.. Nie kłam.
- Lyall. Ja żyję.
- Co w takim razie zdarzyło się potem?
- Parę chwil później dołączył do mnie Torrence i razem dobiliśmy dwójkę towarzyszy tej blondynki. Ona sama uciekła.
Zdezorientowanie. To jedyne, co w tej chwili czuję, poza rozrywającym bólem mojego ciała.
Napadają mnie wizje, które doświadczyłam jeszcze niedawno. Pusty wyraz twarzy dziewczyny z ósemki. Krew sącząca się pod jej koszulką, krew spływająca po mych dłoniach. Satysfakcja.
To był sen?
- A więc… byłam nieprzytomna? Jak długo? Jak to możliwe, że jeszcze żyję?
- Przez dwa dni. Serafina się tobą opiekowała. Uwierz mi, dziewczyna ma dryg to tych spraw. A jednak niezła z niej lekarka – uśmiecha się do brązowowłosej. - Mówiła, że mamrotałaś coś przez sen.
- Twoje imię – wtrąca się dziewczyna. – Wciąż powtarzała twoje imię.
- Byłam przekonana, że nie żyjesz. Że umarłeś…
- Lyall.. Nie myśl o tym. Jestem tutaj. Wszystko w porządku – przytula mnie, a ja ponownie się rozklejam.
Już dłużej nie potrafię ocenić, co jest prawdziwe, a co jest czystą fikcją. Nie jest to w tej chwili ważne. Teraz obchodzi mnie tylko brat i to, że wciąż jest ze mną. Ze snu pozostaje mi tylko jedno uczucie. Ogarnia mnie i zapuszcza korzenie w mej duszy. Zabiję ją. Znajdę i zamorduję z zimną krwią.
___________________________
Ehh... Wyszło dość ckliwie. Przepraszam za to.

3 komentarze:

  1. Yyy, że co, że jak?
    Jak mogłaś mnie tak oszukać, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, zaskoczyłaś i to bardzo, szok :D Czyli Victor żyje, czyli to była blacha, o Matko, jesteś mistrzynią, uwielbiam jak książki mnie zaskakują, a Ci udaje się to niebywale dobrze, ostatnio myślałam, że mnie zaskoczyłaś, ale teraz już nie mogę się doczekać, co też wymyślisz w dalszej części.
    Wiem, jedno nie mogę wierzyć, we wszystko co przeczytam, snucie własnych teorii nie ma sensu, bo ty i tak mnie zaskoczysz, stworzysz świetną, niebanalna historie z polotem, nie wierze, że mogłam się tak łatwo dać nabrać, co zresztą potwierdza jak dobra jesteś, sprawiłaś, że uwierzyłam w to :*
    Czasem lubię jak jest ckliwie, potrzebne są takie sceny, a zwłaszcza na Igrzyskach, ludzie w obliczu śmierci, ponoć mówią to na co brakło im odwagi przez całe życie <3
    Kogo Lyall chce zabić, jestem mało ogarnięta dziś, wszystko mnie boli, nie wyspałam się, może później sobie przypomnę, albo poczekam aż to mi wyjaśnisz :D
    W ogóle naprawdę poprawiłaś mi humor tym rozdziałem, nie spodziewałam się go dziś, dobrze, że wchodzę tu każdego dnia :*
    Pozdrawiam :*
    Monia <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. To Victor jednak żyje??? Zaskakujesz... Ostatnio opis był tak realistyczny, ze niemal się popłakałam, a ty mi tutaj takie fiku-miku wyprawiasz... No co jest? Nie żeby coś, bardzo się cieszę :) Bez tego chłopaka to nudno by było ;) Ciekawa jestem, kiedy kwadracik się rozsypie. No bo nie mogą ze sobą współpracować do końca igrzysk, co nie? Zastanawiam się, które z nich pierwsze zginie...? Interesujące jest to, że ta historia tak mnie wciągnęła... Czekam na nn (oby jak najszybciej)

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    PS. Zapraszam na moje blogi w chwilach nudy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, mamo, mimo że opis śmierci Victora w ostatnim rozdziale był tak realistyczny, to wiedziałam, jakaś cząstka mnie to wiedziała, że on jednak żyje! Dokładnie tak ma być!
    To, co piszesz, nie jest strasznie ckliwe, jest idealne. ;) Oni mają wygrać te Igrzyska, koniec, kropka. I Lyall ma wrócić do Sierry. Będę to pisać w kaażdym rozdziale. :)
    Czekam z niecierpliwością do 18.07!
    Pozdrawiam,
    CarolleOfficial

    OdpowiedzUsuń

Jestem naprawdę wdzięczna za wszystkie opinie. Pozdrawiam. :)

Obserwatorzy