Potrzebuję planu. Ból, jaki mi
doskwiera, staje się coraz bardziej nieznośny, lecz w dalszym ciągu to chęć
pomsty stawiam, jako mój priorytet. Rany, jak to rany, leczą się dość wolno,
jednak nie uziemią mnie tutaj do końca igrzysk. Na pewno nie będą w stanie. Gdy
nie ruszę się w przeciągu 24 godzin z miejsca, Kapitol może wymyślić nam
całkiem przekonujący powód to tego, abyśmy zaczęli działać.
Zabicie blondyny z ósemki jest moim
zadaniem. Nie pozwolę nikomu innemu tego dokonać. To ja muszę ją zabić.
Staram się podnieść z ziemi, lecz
skutek jest odwrotny od zamierzonego. Syczę wściekle z bólu i padam bez tchu,
uderzając tyłem głowy o grunt. Uciszam się, krzycząc w duchu, abym przestała
się nad sobą użalać i wzięła do roboty. Wtem słyszę przyspieszone kroki i
uświadamiam sobie, że ciężko mi tu będzie o samotność, jakiej w tej chwili
niezmiernie potrzebuję. Zirytowana odwracam głowę w stronę dźwięku, wszakże
chwytam nóż pomiędzy palce. Na wszelki wypadek.
Zaskakuje mnie moja nowa postawa.
Jeszcze niedawno bałam się stawić czoła śmierci, którą mogę spowodować. Teraz
zachowuję się instynktownie, wbrew mojemu sercu czy rozumowi. I to mnie
przerasta. Nieświadomość własnych czynów.
-
To tylko ja – słyszę niski głos. – Chciałbym z tobą porozmawiać.
Kiwam głową w momencie, gdy pojawia
się w moim zasięgu wzroku.
-
O co chodzi? – pytam po upływie minuty, gdyż chłopak tylko usiadł obok i wbił
wzrok w przestrzeń.
Odwraca się na chwilę, zaciskając
mocno powieki, po czym zwraca swoje spojrzenie na mą twarz. Mimowolnie czuję,
że się czerwienię. Z niewiadomego powodu. Jednakże nie odcinam się od jego oczu
i chłonę ich błękit.
-
Pomożesz mi wstać? – Nieśmiałość przemawia wraz z moim głosem, niemniej jednak
nie przejmuję się tym. – Nawet nie wiesz jak wkurza mnie to, że muszę na kimś
polegać – wyrzucam z siebie.
-
To najgorsze ze wszystkich uczuć. Bezradność – mówi cicho.
Podaje mi rękę, a drugą łapie za
moje plecy i podnosi delikatnie. Staram się nie krzywić i nie krzyczeć.
Opieram się o pień drzewa. Od czasu
mojego „wielkiego przebudzenia”, kiedy to już wszyscy myśleli, że już dawno po
mnie, ale nie mało ich zaskoczyłam, gdy jednak wróciłam do żywych, moi
towarzysze przenieśli mnie bliżej swojego obozu. Byliśmy pośród kilku drzew
osłonięci krzewami. Zarówno przed nami, jak i za nami w oddali można było
zobaczyć ogromne wieżowce.
Serafina i Victor spali w jednym z
jednopiętrowych budynków, a dokładniej w sklepie ze zwisającym plakatem, który
głosił przecenę pomidorów.
-
A więc zabiliście ostatniego z przedstawiciela płci męskiej u zawodowców… -
Dopiero teraz sobie to uświadamiam.
W grze poza moim bratem i Torrancem
pozostał tylko długowłosy chłopak, który zadał mi moją pierwszą ranę. Jego też
zabiję. Zaraz po ósemce.
-
Tak – potwierdza cicho. – Ten drugi był chyba z piątki.
-
Niesamowite, że w tym roku wszystko przebiega inaczej niż zazwyczaj. Jak to się
stało, że zawodowiec z jedynki spiknął się z piątką i ósemką? A gdzie
dziewczyny z jedynki i dwójki? Przecież na początku trzymali się razem! To nie
ma sensu.
-
Nie ma to znaczenia. Nie myśl nad tym.
-
A więc ilu nas pozostało?
-
Nie licząc nas? Sześcioro.
-
Ktoś jeszcze umarł, jak byłam nieprzytomna?
-
Dziewczynka z siódemki.
-
Ta dwunastolatka?
-
Tak.
Milczę przez jakiś czas i oddaje
hołd dzielnej dziewczynie. Wytrzymała bardzo długo…
Chłodny wiatr sprawia, że zaczynam
drżeć, więc mocniej okrywam się płaszczem. Słońce mknie ku zachodowi, a na
twarzy czuję ostatnie świetliste promienie.
-
Obchodzi Cię tylko jego bezpieczeństwo – nie pyta, stwierdza fakt. Nie słyszę w
jego głosie żalu, czy złości. Czuję tylko smutek.
Odwracam wzrok. Victor… Nienawidzę
go, ale nie przeżyłabym gdyby coś mu się stało. Musi wygrać. Musi być wolnym,
musi zacząć kochać, żyć. Mimo iż ja nigdy nie miałam takiej możliwości. Zresztą…
Nie chcę istnieć, prawda? Nie zależy mi na tym. Więc dlaczego wciąż to
powtarzam?
-
A ty chcesz uratować Serafinę – zamykam oczy. – I co teraz zrobimy? – pytam.
Łzy cisną mi się do oczu, powstrzymuję je i z wściekłością zaciskam dłonie w
pięści. Chowam je za plecami.
Dlaczego się tak zachowuję? Nie
wiem. Ledwie ich znam, lecz czuję się jakby byli moimi przyjaciółmi od zawsze.
Nie chcę ich stracić, nie tak jak Laoise, a ta okropna myśl, która napiera na
mnie z każdej strony, powoduje, że nie potrafię wyzbyć się smutku. Nie ma
możliwości żebyśmy wszyscy przetrwali. I doskonale o tym wiemy.
-
Może nie powinniśmy być sojusznikami – mówi.
Sam pomysł, że Serafina i Torrance
mieliby nas opuścić… Doprowadza mnie do tak głębokiej rozpaczy, że nie mam
ochoty do ani jednego oddechu. Zachowuję się jak małe dziecko, małe durne
dziecko. Wiem.
-
Tylko, że ja tego nie chcę – szepcze.
Wbijam wzrok w chłopca. Jestem
zdezorientowana, jestem smutna i szczęśliwa zarazem, a moje serce przenika dziwne,
podejrzane ciepło.
-
Ja również… - wyrywa mi się. - To nienormalne – kręcę głową wściekła za
okazanie mojej gwałtowności. Wbijam paznokcie w ziemię. – Przecież ty mnie
nienawidzisz – uśmiecham się.
-
Ależ oczywiście, że tak – potwierdza, po czym również wyszczerza zęby w
uśmiechu. – Zwłaszcza za to jak poświęciłaś własne życie, żeby nas ratować.
Chciałbym ci podziękować. Gdyby nie ty… Wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie
inaczej. Obawiam się, że znacznie gorzej dla Serafiny – urywa.
Znowu na mnie patrzy i odczuwam jego
wahanie. Tylko czego ono dotyczy?
Parę sekund później się dowiaduję.
Chłopak sięga niepewnie po moją dłoń i zamyka w serdecznym uścisku. Przez jakiś
czas mam nieodparte wrażenie, że chce mnie przytulić, a może to tylko ja tego
chcę? Ale dlaczego? Wciąż stawiam sobie to pytanie i za cholerę nie mogę na nie
odpowiedzieć.
-
Czy wszystko z nią w porządku?
-
Myślę, że tak. Dość mocno kuleje, przez jakiś czas w ogóle nie mogła chodzić, jednak
całe szczęście żadna kość nie jest złamana.
Kiwam głową w akcie zrozumienia i
staram się ukryć fakt jak koszmarnie mi zimno. Torrance nie daje się zwieść i
proponuje, aby dołączyć do reszty. Zgadzam się od razu z myślą, że może w
pomieszczeniu będzie cieplej. Niestety bardzo się mylę.
Nie jesteśmy w stanie odważyć się na
rozpalenie ogniska. Zaczyna się robić ciemno, więc zabójcy z łatwością mogliby
nas znaleźć. Tracę czucie w palcach u rąk i stóp. Moje myśli mkną ku
wspomnieniom, gdy brałam gorącą kąpiel w Ośrodku Szkoleniowym, czy gdy
zagrzebywałam się w cieplutkiej i mięciutkiej pościeli.
Spoglądam na Victora, który śpi
otaczając ramieniem wątłe ciałko szatynki. Od razu robi mi się lepiej na sercu,
gdy to zauważam. Wiem, że tak jest im cieplej i że tylko dlatego się
przytulają, jednak to, iż są w stanie sobie zaufać w takim stopniu, żeby spać
ramię przy ramieniu napawa mnie swego rodzaju dumą.
-
Moja kolej na wartę, idź się trochę prześpij – rzucam w stronę Torrance’a i
siadam na brudnych kafelkach zaraz przy wejściu.
Chłopiec nic nie mówi, tylko kładzie
się niedaleko. Ciemność, jaka zaczyna mnie otaczać ma przytłaczające działanie.
W mojej głowie zaczyna krążyć mnóstwo niedorzecznych pytań i myśli.
Jak zdołam pokonać resztę
zawodników? Kto z nas zwycięży? Czy będę musiała zabić naszych sojuszników?
Ostatnie pytanie wyskakuje niespodziewanie i równie szybko ląduje w koszu. Nie
mogę tego zrobić.
Serce mi przyspiesza, jedyne, co
działa na mnie uspokajająco, to powolne i ciche oddechy moich kompanów.
Spoglądam na wszystkich po kolei i zauważam, że Torrance wciąż nie śpi.
-
Wszystko w porządku?
-
Po prostu nie mogę spać. Jest mi za zimno – odpowiada.
-
Chodź tutaj – proponuję ku mojemu zaskoczeniu.
Widzę jego niepewność, zwleka parę
minut, jednak powoli podnosi się z ziemi a następnie siada obok mnie.
-
Trzymaj – rzucam mu na kolana swoje rękawiczki.
-
Przestań. Tobie nie jest zimno?
-
Oczywiście, że nie. Zakładaj je natychmiast – chowam dłonie w rękawach długiego
płaszcza i staram się ukryć sine i zdrętwiałe palce.
Boże! Czy wszędzie jest tak zimno?
Czy oni robią nam to specjalnie?! Cholerni organizatorzy.
-
Dzięki – wzdycha z ulgą, gdy je zakłada.
-
Mam jeszcze czapkę, chcesz? – pytam.
Kiwa głową z wdzięcznością.
Rozpoczyna się długa cisza, a mrok
pochłania nas na dobre. Już nic nie widzę.
Ale za to czuję.
Jestem zdumiona, gdy ciało
Torrance’a przybliża się do mojego. Z początku stykamy się tylko ramionami, ale
wkrótce również kolanami, biodrami… Przez jakiś czas czuję się dość
niezręcznie, lecz niedługo potem uświadamiam sobie jak bardzo jestem mu za to
wdzięczna. Zimno przewyższa ból wszystkich moich ran.
Zaczynam szczękać zębami i robię
wszystko, aby chłopak nie wyczuł dreszczy, które mną wstrząsają. Na marne
oczywiście idą moje starania. Zauważa je wraz z momentem rozpoczęcia.
Sięga po moje dłonie i ogrzewa swoimi,
a nawet zmusza mnie, żebym również włożyła je do rękawiczek. Efekt jest taki,
że splatamy palce i ściskamy się wzajemnie, co jakiś czas, by dodać sobie
otuchy.
Wiem, że to tylko dlatego, że jest
mu zimno i nie czuje w stosunku do mnie nic więcej, jednak… Mam nieodparte
uczucie, że chciałabym coś więcej. Chciałabym, żeby mnie kochał. Szybko
pozbywam się tej myśli z umysłu i wspominam delikatne usta Sierry. Długo jednak
o tym nie rozmyślam, gdyż w takich warunkach po prostu nie daję rady. Wiem, że
to nie jego wina, jednak uderza mnie niesprawiedliwość tego, że jemu jest
ciepło. Pewnie znalazł sobie śliczną dziewczynę i jest szczęśliwy. Bo ta
dziewczyna może dać mu coś, czego ja nie potrafię.
Gwarancję swojego życia, a także
miłość. Taką prawdziwą.
Kocham Sierrę, to oczywiste, jednak,
nawet gdybym miała możliwość, nie byłabym w stanie… pójść z nim do łóżka,
spłodzić dzieci. Po prostu nie potrafiłabym tego uczynić. Nie mogłabym pozbyć
się mojego wstrętu do seksu oraz nagości.
Moja miłość znacznie różni się od
miłości innych ludzi. Nic na to nie poradzę…
Kładę głowę na ramieniu Torrance’a,
a on się o nią opiera. Jego również kocham moją miłością. I choć wielu ludzi
uważa to za niepoprawne, niemożliwe i absurdalne, ale stało się. Kocham ich
obu, lecz… nie mogłabym tego zrobić.
____________________________
Mam nadzieję, że Was nie rozczarowałam. Przepraszam jeśli tak.
OMG.
OdpowiedzUsuńAż brak mi słów, w ogóle przez tą końcówkę, to by było piękne gdyby oni mogli być razem, bo ja jakoś nie jestem fanką miłości z Sierrą, jakoś nie wiem, nie przekonuje mnie, a związek z Torrance’m chociaż mniej prawdopodobny wydaje mi się o wiele ciekawszy, to wydaje mi się bardzo ciekawe, szkoda, tylko, że jedno z nich będzie musiało umrzeć, no chyba, że wymyślisz, jakiś fajny sposób, na to, że oni przeżyją, bo nie wyobrażam sobie już, że wszyscy oprócz jednej osoby maja umrzeć, to by było takie straszne i nie chce tego :*
Ten moment gdy się do siebie przytulili, być taki romantyczny a za razem taki nie winny <3 Uwielbiam, tak ja jestem ich fanką :3
Bardzo mnie cieszy fakt, że rozdziały zaczęły się pojawiać częściej, oby tak dalej, bardzo mi się to podoba :D <3
Dużo weny Ci życzę, udanych wakacji :*
Pozdrawiam gorąco :P
Monia <3
A i w ogóle mnie nie rozczarowałaś, jesteś niesamowita <3
UsuńNo, no... Nie spodziewałam się nowego rozdziału tak szybko!
OdpowiedzUsuńCała ta akcja, hm, w jakimś stopniu mnie przytłacza... Nie mówię, że to źle, bo chyba każdy chce, aby te Igrzyska skończyły się jak najszybciej. ;pp
Mimo iż jestem fanką Lyall i Sierry, nie tak jak Monia, to wątek Lyall+Torrance bardzo mi się spodobał.
Jestem ciekawa tego, jak zakończysz Igrzyska i jak bohaterowie pozbędą się pozostałej szóstki, a potem może siebie nawzajem, hm.
Nie zawiodłaś mnie w żadnym stopniu, cieszę się, że masz wenę twórczą. ;pp
Pozdrawiam,
CarolleOfficial