środa, 16 lipca 2014

Twenty-fifth

Potrzebuję planu. Ból, jaki mi doskwiera, staje się coraz bardziej nieznośny, lecz w dalszym ciągu to chęć pomsty stawiam, jako mój priorytet. Rany, jak to rany, leczą się dość wolno, jednak nie uziemią mnie tutaj do końca igrzysk. Na pewno nie będą w stanie. Gdy nie ruszę się w przeciągu 24 godzin z miejsca, Kapitol może wymyślić nam całkiem przekonujący powód to tego, abyśmy zaczęli działać.
Zabicie blondyny z ósemki jest moim zadaniem. Nie pozwolę nikomu innemu tego dokonać. To ja muszę ją zabić.
Staram się podnieść z ziemi, lecz skutek jest odwrotny od zamierzonego. Syczę wściekle z bólu i padam bez tchu, uderzając tyłem głowy o grunt. Uciszam się, krzycząc w duchu, abym przestała się nad sobą użalać i wzięła do roboty. Wtem słyszę przyspieszone kroki i uświadamiam sobie, że ciężko mi tu będzie o samotność, jakiej w tej chwili niezmiernie potrzebuję. Zirytowana odwracam głowę w stronę dźwięku, wszakże chwytam nóż pomiędzy palce. Na wszelki wypadek.
Zaskakuje mnie moja nowa postawa. Jeszcze niedawno bałam się stawić czoła śmierci, którą mogę spowodować. Teraz zachowuję się instynktownie, wbrew mojemu sercu czy rozumowi. I to mnie przerasta. Nieświadomość własnych czynów.
- To tylko ja – słyszę niski głos. – Chciałbym z tobą porozmawiać.
Kiwam głową w momencie, gdy pojawia się w moim zasięgu wzroku.
- O co chodzi? – pytam po upływie minuty, gdyż chłopak tylko usiadł obok i wbił wzrok w przestrzeń.
Odwraca się na chwilę, zaciskając mocno powieki, po czym zwraca swoje spojrzenie na mą twarz. Mimowolnie czuję, że się czerwienię. Z niewiadomego powodu. Jednakże nie odcinam się od jego oczu i chłonę ich błękit.
- Pomożesz mi wstać? – Nieśmiałość przemawia wraz z moim głosem, niemniej jednak nie przejmuję się tym. – Nawet nie wiesz jak wkurza mnie to, że muszę na kimś polegać – wyrzucam z siebie.
- To najgorsze ze wszystkich uczuć. Bezradność – mówi cicho.
Podaje mi rękę, a drugą łapie za moje plecy i podnosi delikatnie. Staram się nie krzywić i nie krzyczeć.
Opieram się o pień drzewa. Od czasu mojego „wielkiego przebudzenia”, kiedy to już wszyscy myśleli, że już dawno po mnie, ale nie mało ich zaskoczyłam, gdy jednak wróciłam do żywych, moi towarzysze przenieśli mnie bliżej swojego obozu. Byliśmy pośród kilku drzew osłonięci krzewami. Zarówno przed nami, jak i za nami w oddali można było zobaczyć ogromne wieżowce.
Serafina i Victor spali w jednym z jednopiętrowych budynków, a dokładniej w sklepie ze zwisającym plakatem, który głosił przecenę pomidorów.
- A więc zabiliście ostatniego z przedstawiciela płci męskiej u zawodowców… - Dopiero teraz sobie to uświadamiam.
W grze poza moim bratem i Torrancem pozostał tylko długowłosy chłopak, który zadał mi moją pierwszą ranę. Jego też zabiję. Zaraz po ósemce.
- Tak – potwierdza cicho. – Ten drugi był chyba z piątki.
- Niesamowite, że w tym roku wszystko przebiega inaczej niż zazwyczaj. Jak to się stało, że zawodowiec z jedynki spiknął się z piątką i ósemką? A gdzie dziewczyny z jedynki i dwójki? Przecież na początku trzymali się razem! To nie ma sensu.
- Nie ma to znaczenia. Nie myśl nad tym.
- A więc ilu nas pozostało?
- Nie licząc nas? Sześcioro.
- Ktoś jeszcze umarł, jak byłam nieprzytomna?
- Dziewczynka z siódemki.
- Ta dwunastolatka?
- Tak.
Milczę przez jakiś czas i oddaje hołd dzielnej dziewczynie. Wytrzymała bardzo długo…
Chłodny wiatr sprawia, że zaczynam drżeć, więc mocniej okrywam się płaszczem. Słońce mknie ku zachodowi, a na twarzy czuję ostatnie świetliste promienie.
- Obchodzi Cię tylko jego bezpieczeństwo – nie pyta, stwierdza fakt. Nie słyszę w jego głosie żalu, czy złości. Czuję tylko smutek.
Odwracam wzrok. Victor… Nienawidzę go, ale nie przeżyłabym gdyby coś mu się stało. Musi wygrać. Musi być wolnym, musi zacząć kochać, żyć. Mimo iż ja nigdy nie miałam takiej możliwości. Zresztą… Nie chcę istnieć, prawda? Nie zależy mi na tym. Więc dlaczego wciąż to powtarzam?
- A ty chcesz uratować Serafinę – zamykam oczy. – I co teraz zrobimy? – pytam. Łzy cisną mi się do oczu, powstrzymuję je i z wściekłością zaciskam dłonie w pięści. Chowam je za plecami.
Dlaczego się tak zachowuję? Nie wiem. Ledwie ich znam, lecz czuję się jakby byli moimi przyjaciółmi od zawsze. Nie chcę ich stracić, nie tak jak Laoise, a ta okropna myśl, która napiera na mnie z każdej strony, powoduje, że nie potrafię wyzbyć się smutku. Nie ma możliwości żebyśmy wszyscy przetrwali. I doskonale o tym wiemy.
- Może nie powinniśmy być sojusznikami – mówi.
Sam pomysł, że Serafina i Torrance mieliby nas opuścić… Doprowadza mnie do tak głębokiej rozpaczy, że nie mam ochoty do ani jednego oddechu. Zachowuję się jak małe dziecko, małe durne dziecko. Wiem.
- Tylko, że ja tego nie chcę – szepcze.
Wbijam wzrok w chłopca. Jestem zdezorientowana, jestem smutna i szczęśliwa zarazem, a moje serce przenika dziwne, podejrzane ciepło.
- Ja również… - wyrywa mi się. - To nienormalne – kręcę głową wściekła za okazanie mojej gwałtowności. Wbijam paznokcie w ziemię. – Przecież ty mnie nienawidzisz – uśmiecham się.
- Ależ oczywiście, że tak – potwierdza, po czym również wyszczerza zęby w uśmiechu. – Zwłaszcza za to jak poświęciłaś własne życie, żeby nas ratować. Chciałbym ci podziękować. Gdyby nie ty… Wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Obawiam się, że znacznie gorzej dla Serafiny – urywa.
Znowu na mnie patrzy i odczuwam jego wahanie. Tylko czego ono dotyczy?
Parę sekund później się dowiaduję. Chłopak sięga niepewnie po moją dłoń i zamyka w serdecznym uścisku. Przez jakiś czas mam nieodparte wrażenie, że chce mnie przytulić, a może to tylko ja tego chcę? Ale dlaczego? Wciąż stawiam sobie to pytanie i za cholerę nie mogę na nie odpowiedzieć.
- Czy wszystko z nią w porządku?
- Myślę, że tak. Dość mocno kuleje, przez jakiś czas w ogóle nie mogła chodzić, jednak całe szczęście żadna kość nie jest złamana.
Kiwam głową w akcie zrozumienia i staram się ukryć fakt jak koszmarnie mi zimno. Torrance nie daje się zwieść i proponuje, aby dołączyć do reszty. Zgadzam się od razu z myślą, że może w pomieszczeniu będzie cieplej. Niestety bardzo się mylę.
Nie jesteśmy w stanie odważyć się na rozpalenie ogniska. Zaczyna się robić ciemno, więc zabójcy z łatwością mogliby nas znaleźć. Tracę czucie w palcach u rąk i stóp. Moje myśli mkną ku wspomnieniom, gdy brałam gorącą kąpiel w Ośrodku Szkoleniowym, czy gdy zagrzebywałam się w cieplutkiej i mięciutkiej pościeli.
Spoglądam na Victora, który śpi otaczając ramieniem wątłe ciałko szatynki. Od razu robi mi się lepiej na sercu, gdy to zauważam. Wiem, że tak jest im cieplej i że tylko dlatego się przytulają, jednak to, iż są w stanie sobie zaufać w takim stopniu, żeby spać ramię przy ramieniu napawa mnie swego rodzaju dumą.
- Moja kolej na wartę, idź się trochę prześpij – rzucam w stronę Torrance’a i siadam na brudnych kafelkach zaraz przy wejściu.
Chłopiec nic nie mówi, tylko kładzie się niedaleko. Ciemność, jaka zaczyna mnie otaczać ma przytłaczające działanie. W mojej głowie zaczyna krążyć mnóstwo niedorzecznych pytań i myśli.
Jak zdołam pokonać resztę zawodników? Kto z nas zwycięży? Czy będę musiała zabić naszych sojuszników? Ostatnie pytanie wyskakuje niespodziewanie i równie szybko ląduje w koszu. Nie mogę tego zrobić.
Serce mi przyspiesza, jedyne, co działa na mnie uspokajająco, to powolne i ciche oddechy moich kompanów. Spoglądam na wszystkich po kolei i zauważam, że Torrance wciąż nie śpi.
- Wszystko w porządku?
- Po prostu nie mogę spać. Jest mi za zimno – odpowiada.
- Chodź tutaj – proponuję ku mojemu zaskoczeniu.
Widzę jego niepewność, zwleka parę minut, jednak powoli podnosi się z ziemi a następnie siada obok mnie.
- Trzymaj – rzucam mu na kolana swoje rękawiczki.
- Przestań. Tobie nie jest zimno?
- Oczywiście, że nie. Zakładaj je natychmiast – chowam dłonie w rękawach długiego płaszcza i staram się ukryć sine i zdrętwiałe palce.
Boże! Czy wszędzie jest tak zimno? Czy oni robią nam to specjalnie?! Cholerni organizatorzy.
- Dzięki – wzdycha z ulgą, gdy je zakłada.
- Mam jeszcze czapkę, chcesz? – pytam.
Kiwa głową z wdzięcznością.
Rozpoczyna się długa cisza, a mrok pochłania nas na dobre. Już nic nie widzę.
Ale za to czuję.
Jestem zdumiona, gdy ciało Torrance’a przybliża się do mojego. Z początku stykamy się tylko ramionami, ale wkrótce również kolanami, biodrami… Przez jakiś czas czuję się dość niezręcznie, lecz niedługo potem uświadamiam sobie jak bardzo jestem mu za to wdzięczna. Zimno przewyższa ból wszystkich moich ran.
Zaczynam szczękać zębami i robię wszystko, aby chłopak nie wyczuł dreszczy, które mną wstrząsają. Na marne oczywiście idą moje starania. Zauważa je wraz z momentem rozpoczęcia.
Sięga po moje dłonie i ogrzewa swoimi, a nawet zmusza mnie, żebym również włożyła je do rękawiczek. Efekt jest taki, że splatamy palce i ściskamy się wzajemnie, co jakiś czas, by dodać sobie otuchy.
Wiem, że to tylko dlatego, że jest mu zimno i nie czuje w stosunku do mnie nic więcej, jednak… Mam nieodparte uczucie, że chciałabym coś więcej. Chciałabym, żeby mnie kochał. Szybko pozbywam się tej myśli z umysłu i wspominam delikatne usta Sierry. Długo jednak o tym nie rozmyślam, gdyż w takich warunkach po prostu nie daję rady. Wiem, że to nie jego wina, jednak uderza mnie niesprawiedliwość tego, że jemu jest ciepło. Pewnie znalazł sobie śliczną dziewczynę i jest szczęśliwy. Bo ta dziewczyna może dać mu coś, czego ja nie potrafię.
Gwarancję swojego życia, a także miłość. Taką prawdziwą.
Kocham Sierrę, to oczywiste, jednak, nawet gdybym miała możliwość, nie byłabym w stanie… pójść z nim do łóżka, spłodzić dzieci. Po prostu nie potrafiłabym tego uczynić. Nie mogłabym pozbyć się mojego wstrętu do seksu oraz nagości.
Moja miłość znacznie różni się od miłości innych ludzi. Nic na to nie poradzę…
Kładę głowę na ramieniu Torrance’a, a on się o nią opiera. Jego również kocham moją miłością. I choć wielu ludzi uważa to za niepoprawne, niemożliwe i absurdalne, ale stało się. Kocham ich obu, lecz… nie mogłabym tego zrobić.
____________________________
Mam nadzieję, że Was nie rozczarowałam. Przepraszam jeśli tak.

3 komentarze:

  1. OMG.
    Aż brak mi słów, w ogóle przez tą końcówkę, to by było piękne gdyby oni mogli być razem, bo ja jakoś nie jestem fanką miłości z Sierrą, jakoś nie wiem, nie przekonuje mnie, a związek z Torrance’m chociaż mniej prawdopodobny wydaje mi się o wiele ciekawszy, to wydaje mi się bardzo ciekawe, szkoda, tylko, że jedno z nich będzie musiało umrzeć, no chyba, że wymyślisz, jakiś fajny sposób, na to, że oni przeżyją, bo nie wyobrażam sobie już, że wszyscy oprócz jednej osoby maja umrzeć, to by było takie straszne i nie chce tego :*
    Ten moment gdy się do siebie przytulili, być taki romantyczny a za razem taki nie winny <3 Uwielbiam, tak ja jestem ich fanką :3
    Bardzo mnie cieszy fakt, że rozdziały zaczęły się pojawiać częściej, oby tak dalej, bardzo mi się to podoba :D <3
    Dużo weny Ci życzę, udanych wakacji :*
    Pozdrawiam gorąco :P
    Monia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i w ogóle mnie nie rozczarowałaś, jesteś niesamowita <3

      Usuń
  2. No, no... Nie spodziewałam się nowego rozdziału tak szybko!
    Cała ta akcja, hm, w jakimś stopniu mnie przytłacza... Nie mówię, że to źle, bo chyba każdy chce, aby te Igrzyska skończyły się jak najszybciej. ;pp
    Mimo iż jestem fanką Lyall i Sierry, nie tak jak Monia, to wątek Lyall+Torrance bardzo mi się spodobał.
    Jestem ciekawa tego, jak zakończysz Igrzyska i jak bohaterowie pozbędą się pozostałej szóstki, a potem może siebie nawzajem, hm.
    Nie zawiodłaś mnie w żadnym stopniu, cieszę się, że masz wenę twórczą. ;pp
    Pozdrawiam,
    CarolleOfficial

    OdpowiedzUsuń

Jestem naprawdę wdzięczna za wszystkie opinie. Pozdrawiam. :)

Obserwatorzy