poniedziałek, 30 czerwca 2014

Twenty-third



- Kto by pomyślał, że ten bachor potrafi mówić? No i nawet się bronić. Szkoda tylko, że brakuje ci mnóstwo lat nauki. Nie każdy jest urodzonym wojownikiem – z tymi słowami powracam do żywych.
Otwieram oczy i od razu poznaję trybutkę z ósemki. Stoi w niedbałej pozie z nożem w ręku. Zauważam, że nie mam na sobie mojej kamizelki. Czuję się jakbym była obdarta ze skóry, jakbym była naga.
Kieruję mój wściekły wzrok w jej stronę.
- Na co czekasz? – pytam.
- O co ci chodzi?
- No zabij mnie w końcu. Chyba nie jestem tu po to, aby urządzać pogaduszki, co? A może się mylę? Jednak widzę, że już masz dwóch towarzyszy do rozmowy.
U jej boków stoją dwaj bruneci. Ich twarze wykrzywione są w grymasie, który pewnie w ich mniemaniu uchodzi za uśmiech.
- Ależ mamy czas, rudzielcu. Po cóż ten pośpiech?
Zaciskam powieki z wściekłością.
- Czyżbyś nie chciała poczuć czystej satysfakcji z zabicia mnie? Niedługo i tak umrę z powodu utraty krwi. No dalej, dziewczyno, nie krępuj się – rzucam szyderczo w jej stronę.
- Ależ ty rozmowna ostatnio – stwierdza blondynka ze zdziwieniem.
Klęka obok mnie i palcem unosi mój podbródek w swoją stronę. Niemal zgrzytam zębami i powstrzymuję odruchy wymiotne, które czuję wobec jej osoby.
Trybutka zaczyna swoją postrzeloną zabawę. Czekam, aż w końcu to wszystko się zakończy.
Niebo ciemnieje. Karuzela, która wznosi się nad nami, pod wpływem wiatru zaczyna lekko się poruszać i koszmarnie skrzypieć. Nie próbuję się nawet bronić. Zresztą jestem pozbawiona jakiegokolwiek narzędzia do ochrony.
Brunet rzuca się w mą stronę. Zaczyna mnie dusić, a jego towarzyszka torturuje mnie, przecinając skórę na plecach, nogach, przedramionach i brzuchu. Śmieje się i z sadystycznym uśmiechem na ustach powoduje, iż zaczynam żegnać się ze światem. Wiję się w agonii, lecz nie krzyczę. Nie dam im tej przyjemności. Wiem, że tego potrzebują. Pragną mojego wrzasku, który byłby dowodem mego przerażenia. Lecz nie zamierzam im tego podarować. Nie boję się ich. Mimo iż umieram, nie pozwolę im nade mną zwyciężyć.
- Bruce. Zwolnij trochę, nie chcemy jej przecież zabić od razu – zauważa dziewczyna.
Chłopak na chwilę rozluźnia uścisk. Chwytam łapczywie powietrze, lecz wtem brunet się rozmyśla i ponownie oplata mą szyję oraz zaciska z całej siły. Oddech zamiera mi w płucach, dławię się nim, a krew spływa z mego ciała. Jestem bezradna, jednakże dobrze mi z tym. W końcu mogę odejść w spokoju. Przed oczami widzę ciemne plamy, ból przestaje mi doskwierać. Przestaję czuć cokolwiek poza błogim stanem ukojenia.
Wtem znikąd w obozie moich morderców pojawia się Victor. Wpada zdyszany, cały czerwony na twarzy. Moje instynkty natychmiast powracają do życia i ponownie zaczynam walczyć.
Uciekaj! – próbuję krzyknąć, tymczasem w płucach nie mam już ani odrobiny powietrza.
Zaczynam tracić przytomność. Zmuszam zdrętwiałe dłonie do ruchu i zaciskam je na palcach dusiciela. Nie mam siły, jakkolwiek bym się starała, nic nie zdziałam. Moje ręce opadają wzdłuż ciała. Ciemne plamy zamazują mi obraz. Ostatni raz spoglądam na brata. Wyciąga miecz i staje do walki, jednak sam nie da rady trójce trybutów. Ciemnowłosy wypuszcza mnie z morderczego uścisku. Upadam na ziemię i wciągam gwałtownie powietrze. Jęk wyrywa się z mych ust. Ból pojawia się ze zdwojoną mocą i jest zbyt silny.
- Vick… - charczę, lecz brakuje mi tchu.
Kaszlę i zakrywam usta dłonią, gdy odejmuję ją od ust, pojawia się na nich krew.
Trybuci otaczają chłopca. Ostatnie co rejestruję, to widok okrutnej blondynki z ósemki, która wyciąga sztylet zza pasa i wbija go w brzuch Victora.

To już koniec.
Ku mojej rozpaczy przebudzam się. Nie wiem jakim cudem żyję. Wszystko jest lśniące i krwiste, wręcz mgliste. Nie odczuwam bólu. Nie czas, aby się nim przejmować.
Wciąż odtwarzam wydarzenia… sprzed chwili? Sprzed kilku dni? Tygodni?
Jak już wspomniałam, nie ma to znaczenia.
Odbiegam, zapominam, wracam, myślę. Żyję tym momentem. Cierpię i zapadam się w rozpaczy.
Tonę.
Tonę.
Tonę i upadam na dno.
Jest tam zimno.
Jest tam ciemno.
Jest tam smutno. Cholernie smutno.
Nigdy tego nie czułam. Nigdy wcześniej nie doznałam tej pięknej, lecz jednocześnie gorzkiej i nieokiełznanej chęci zemsty. Całe moje ciało jest nią przepełnione. Palce drżą, bolesny uśmiech błąka się po mej twarzy. Już nie ma łez. Zrobię to, Victor. Dla ciebie. Skoro nie mogłam cię uratować, spróbuję cię pomścić. Wyeliminuję ich wszystkich. Zamorduję każdą zbłąkaną duszę. Wygram. A potem się zabiję. Odejdę i znów go spotkam. Nie będzie już sam. Będziemy razem. Zaopiekuję się nim, gdziekolwiek teraz jest, odnajdę go. Powita mnie z uśmiechem… A może będzie na mnie wściekły. Możliwe, że trochę pokrzyczy, jednak w końcu zrozumie. Zrozumie, że ten świat nie był dla mnie. Że nigdy nie byłabym tu szczęśliwa.
Z twarzą bez wyrazu przemierzam puste przestrzenie.
Idę po ciebie. Wiesz o tym, prawda? Czujesz to. Odszukam cię i poślę do piachu. Módl się, bo nic innego ci nie pozostało.
I dzieje się nieuniknione. Zauważam ją na skraju polany z dwoma kompanami u boku. Tymi samymi, co mnie dusili, torturowali. Podchodzę bez krzty strachu. Jeszcze mnie nie widzą. Czas zatrzymuje się w miejscu. Wciąż kroczę w ich stronę, jednak nie potrafię się do nich zbliżyć. Nagle jestem tylko ja i srebrno-czarny, zakrwawiony nóż w mej dłoni. Nic więcej się nie liczy, poza rozkosznym widokiem ciemniejącej koszulki dziewczyny. Jej uśmiech gaśnie, pustka wkrada się do jasnych oczu.
Zabiłaś go! – krzyczę do jej martwego ciała.
Giną w mgnieniu oka. Z ich bezwładnych ciał wyciągam moje cenne narzędzia. Wycieram szkarłatny płyn o krawędź płaszcza i chowam do kamizelki.
Udaję się na kolejne łowy. Przechadzam się pustymi uliczkami. Kieruję się zapachem ich przerażenia. Wiedzą, że się zbliżam. Wszystkich ich dosięgnie śmierć.
Wszystkich.
Może potem będę żałować, bo przecież Igrzyska nie miały mnie zmienić. Nie miały, a jednak zmieniły. Stałam się potworem. Jestem marionetką, szmacianą lalką w rękach Kapitolu. Jestem taka sama jak wszyscy. Nie wygrywam, nigdy nie wygram, jedynie przetrwam, ale to się nie liczy. Teraz ważny jest mój brat. Zniszczę wszystko doszczętnie, aż poczują mój ból. Moją rozpacz. Moją samotność.
Nienawiść potrafi zaślepić nawet największych mędrców. Nie wiń mnie za to Boże.
Obracam w dłoni jeden z noży i przejeżdżam palcem po delikatnych rysach na ostrzu. Widzę swoją twarz, która odbija się od narzędzia. Moje oczy są dzikie. Płomiennorude włosy dodają mi gniewu i szaleństwa w oczach. W kącikach ust i na kawałku policzka dostrzegam maleńkie krople krwi, zapewne mych ofiar.
Śmieję się bezczelnie, ciężko i wbijam wzrok w budynki przede mną. Na zachodnim krańcu wzgórza dostrzegam tą samą karuzelę. Wznosi się i emanuje swą siłą. Słońce przenika mi do oczu. Mrużę je z wściekłością. Wszystko zaczyna się zamazywać i mieszać.
Widzę go. Widzę go na górze. Unosi ręce jak do lotu. Krzyczy:
- Zrób to dla mnie! Zrób to dla nas!
Spada. W ciemność.
Potrząsam głową, a błyszczące krople opuszczają zakamarki mych oczu. Płaczę i znów odpływam.
Ja również spadam.
Spadam z jednym słowem zapisanym na mych ustach.
Victor.

_________________________________________________________________________________
Kolejny rozdział już przygotowany, jednak trochę po zwlekam z jego opublikowaniem. Jestem ciekawa Waszej reakcji na tego posta.
Chciałabym z całego serca podziękować Monice za wszystkie rady, sugestie i pomysły. To jej zawdzięczacie ten klimat. Dziękuję Ci, że jesteś i mi pomagasz. Dziękuję.
Z całego serca dziękuję również Carolle Official z Internetowego Spisu za ocenę mojego bloga. 
No i oczywiście przepraszam za długą nieobecność.
Udanych wakacji!

6 komentarzy:

  1. Co do twoich komentarzy przy ocenie: ja również piszę opowiadanie i wiem, że czasami dialogi powinny wyglądać inaczej niż wyglądają, ale piszę jak wolę, bo tak jest mi lepiej. Nie musisz poprawiać rozdziałów od początku, bo zajęłoby ci to dużo czasu. Lepiej byłoby, gdybyś w dalszych rozdziałach nie popełniała błędów. Interpunkcja nigdy nie była też moją mocną stroną, dlatego nie jestem żadną profesjonalistką! ;p
    Czas, który spędziłam na twoim blogu, był zdecydowanie najlepszym. Uwierz mi, że zdarzają mi się opowiadania mające 120 rozdziałów, a po prostu nie da się ich czytać. (Jak można napisać "wujek" przez "ó"!? - przykład z jednego bloga, którego właśnie oceniam)
    Nazwy nie musisz zmieniać, dobrze, że wyjaśniłaś mi, jaka jest twoja koncepcja odnośnie jej znaczenia. I teraz widzę również te motyle. Rzeczywiście, o tym nie pomyślałam..
    Jestem zaszczycona tym, że moje słowa zainspirowały cię do powrotu choć w małym stopniu. :) Nie mam pojęcia, od kiedy twój blog był w kolejce na ISie, ale wiedz, że jak go przyjęłam, uwinęłam się z nim w kilka dni. Sama niedawno dołączyłam tam do załogi. Mam nadzieję, że nie czekałaś długo.
    Co do rozdziału: błagam, nie mów mi, że ona nie żyje.. Nie, to niemożliwe! Jestem taka zagubiona po przeczytaniu. Ma-sa-kra. Rozdział jak zwykle cudowny, ale Lyall i Victor mają wygrać, a potem Lyall ma być z Sierrą! No, kurczę! Wciąż nie mogę w jakikolwiek sposób przełknąć tego, jak dobrze piszesz. Wow. Jestem dumna i przede wszystkim zadowolona.
    Czekam do piętnastego i również życzę udanych wakacji!
    Pozdrawiam,
    CarolleOfficial

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że poprawiłam wszystko. Na pewno pozostały jeszcze jakieś błędy, ale na pewno jest lepiej niż poprzednio. Dość się namęczyłam, nie powiem, że nie. :)
      Dziękuję Ci bardzo, że, mimo iż oceniłaś, nadal chcesz czytać moje wypociny. :P
      Do piętnastego! :*

      Usuń
  2. Mówiłam, że wena wróci :) (chociaż wtedy jako anonim ;) ) Cieszę się, że dodałaś kolejny rozdział. I że piszesz kolejne :D Czekam :) A ten, oczywiście, cudowny <3

    Dużo weny i żelków życzę
    Żelcio

    http://nieprzecietniludzie.blogspot.com/
    http://tkaczemarzen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Normalnie uwielbiam to jak mi się komentarz nie mieści :*

    Daj mi chwile muszę pozbierać myśli, brak słów, moje zwykle za szybkie tętno, przyspieszyło jeszcze bardziej. Aż trudno uwierzyć, że w słowach może być tyle emocji, serca. Jestem w szoku, już często mnie zaskakiwałaś, podobał mi się wczorajszy rozdział na twoim drugim blogu, tam byłam pełna zachwytu, ale to, ja nie... Moje myślenie nadal jest w strzępkach. Zdecydowanie to się nazywa mocny powrót, już się bałam, że możesz czasem porzucić tego bloga, starałam się wyprzeć takową myśl z mojej głowy, jednak ona wracała za każdym razem, gdy odwiedziłam twojego bloga, a nadal robię to często, może rzadziej niż kiedyś, ale to tylko dlatego, że już coraz mniej korzystam z internetu, ale nie ma dnia, abym tu i na say-something-123 nie weszła.
    Zacięłam się siedzę już tak 15 minut i nie wiem, co napisać, od czego zacząć, bo wiem, że nie ważne, co napiszę to nie wyrazi mojego zachwytu, do twojej twórczości. To będzie tylko marna próba zabrania moich myśli w całość, a nie umiem tego robić, może za dużo myślę, albo myślę tak chaotycznie, że nic byś z tego nie wiedziała, bliższa jestem tego drugiego stwierdzenia.
    Chyba powinnam już przejść do części, w której będę się zachwycać treścią tego rozdziału. Powinnam, ale co tu napisać, to było perfekcje, moje serce zamarło, gdy przeszło mi przez myśl, że może chcesz zabić Lyall, że tak chcesz zakończyć tego bloga, to byłoby straszne, nigdy by Ci tego nie wybaczyła. Ty jednak rozegrałaś to po mistrzowsku. Twój opis tortur, sprawił, że przeszły mi ciarki po plecach, myśl, co za chwile nastąpi była niewyobrażalnie okropna, czekałam na cud, którym okazał się Victor. Mogłam się tego domyślić, nie zostawiłby swojej kochanej siostry, na pastwę, dziewczyny z ósemki i jej dwóch kolegów, musiał ją obronić, to jego siostra, więc pewnie ją kocha, tak to jest z tą miłością pomiędzy rodzeństwem.
    To, że zabiłaś Victora, jest okropne, mam jeszcze małą nadzieje, że może jednak przeżył, że leży gdzieś w krzakach ciężko ranny, może jest szansa, tak nie wielka, ledwo zauważalna, może. Chciałabym. Chociaż byłam świadoma, że kiedyś go zabijesz, nie wierzyłam w opcje, że on będzie, żył, tego nawet nie chciałam, może byłoby to za bliskie pierwowzoru, a ja od Ciebie wymagam, oryginalnego zakończenia, innego od wszystkich, takiego, na które nikt do tą nie wpadł, może wymagam zbyt wiele, ale nie. Ty dasz radę, nigdy mnie nie zawiodłaś, nie zrobisz tego nigdy.
    cdn. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam to już po wtóry raz, moment przemiany bohatera, zapadnie mi w pamięci na długo, nie jest tak nie logiczna ja np. przemiana Gustawa w Konrada, jest poparta twardymi powodami, szkoda mi Lyall, jednak te Igrzyska ją zamieniły, ale ufam, że jednak uda jej się po nich otrząsnąć, może w objęciach Sierry, wiem, że nie byłam fanką ich związku, ale może Lyall będzie potrzebować właśnie kogoś takiego, kogoś, kto jej pomoże po skończonych igrzyskach, bo to, że je wygra nie jest dla mnie dużą niespodzianką, ja wiem to od samego początku, jest za dobra, aby przegrać.
      Zabija. Moja biedna, mała Lyall zabija, zabija z zimną krwią, w szale, w obłędzie, w akcie zemsty, to dopiero Igrzyska, tego jeszcze Panem nie widziało. Trzy trupy, a to jeszcze za pewne nie koniec. Niby upadła, ze zmęczenia, ale jest silna da radę, odpocznie, może będzie płacz, frustracja, cierpienie...
      I ta Karuzela, Victor, omamy, wizję, efekt straconej krwi, może i tak, a ale też w jakimś sensie, tęsknota za bratem. Zagrzanie do walki Victor wierzy w Lyall, ja też w nią wierzę, wszyscy w nią wierzą, da radę. Chociaż jest słaba jeszcze pokaże, Kapitol'owi kto tu rządzi, może, aż tak jej nie zmienią Igrzyska, może się potem opamięta. Coś dużo tego "może" używam, ale to takie moje myśli. przypuszczenia, wyobrażenia, nadzieje..
      Jest pewne zdanie w "Kosogłosie", które wyraża mnie w chwili, gdy przeczytałam twój rozdział: "Nie mogę uwierzyć, że tak normalnie wyglądam na zewnątrz, choć w środku mam kompletne pobojowisko."
      Czy ty wspominasz na końcu o mnie? Jak tak to bardzo dziękuje, za te mile słowa :*
      cdn. <3

      Usuń
    2. Przeczytałam oczywiście ocenę twojego bloga, już prędzej, ponieważ widziałam pod ostatnim postem komentarz to stwierdziłam, że wejdę, przeczytam, oczywiście zgadzam się z opinią oceniającej, że twój blog jest świetny, cieszy mnie to, że ta opinia zmotywowała Cię do dalszego działania i sprawiła, że nie myślisz już o porzuceniu tego bloga.
      Jak możesz tak postąpić?! ... masz nowy rozdział i nie chcesz mi oraz innym czytelnikom go już pokazać, to czysta, jawna tortura. Dobrze, że każesz czekać do piętnastego, co i tak jest szalenie długim okresem, ale może jakoś dam radę.
      Muszę jeszcze raz powtórzyć jak to jesteś cudowna, wspaniała i niezwykła oraz jak kocham wszystko, co napiszesz, powtarzam to często, wiem, ale tak jest prawda, a prawdę można mówić, na okrągło, z uporem maniaka :*
      Widzę też, że zmieniłaś co nieco w wyglądzie, może nieznacznie, ale jednak coś tak, nawet fajnie, chociaż wygląd mi się zawszę podoba, nadaje takiego charakteru całemu opowiadaniu, ta czerń, pogłębia uczucie smutku, frustracji, które panuje wśród uczestników Igrzysk. <3
      Ja chyba już powinnam zakończyć ten marny wywód z mojej strony, ponieważ jest on nędzny, nie chce, abyś się musiała długo męczyć go czytając, nie wiem dokładnie ile ma wersów, ale mogłam czasem przypadkiem tak trochę przesadzić z tą długością, a propost długości, wydaje mi się, że ten rozdział był trochę dłuższy od poprzedniego, bardzo mi się to podoba, oby tak dalej :D
      Dużo chęci do pisania, aby sprawiało Ci ono samą przyjemność.
      Również Ci życzę udanych wakacji, abyś sobie odpoczęła od szkoły, od internatu :*
      Pozdrawiam, kocham i ściskam z całych sił :*
      Monia <3


      Tak to była już ostatnia część, mam nadzieje, że bardzo się nie wynudziłaś, wymęczyłaś czytając moje wypociny :* <3

      Usuń

Jestem naprawdę wdzięczna za wszystkie opinie. Pozdrawiam. :)

Obserwatorzy