czwartek, 17 kwietnia 2014

Twenty

Nadciąga noc. Wraz z Victorem wychodzę na zewnątrz, aby zobaczyć kolejne twarze poległych trybutów. Tym razem skupiam się bardziej i poszukuję blondynki, która nas zaatakowała. Zauważam, że dzisiejszego dnia poległa trójka trybutów. Dwunastolatka z dystryktu trzeciego, chłopak z szóstki i, tak jak myślałam, umięśniona blondynka z dystryktu dziesiątego.
Victor milczy. Nawet nie staram się go pocieszyć. Wiem, że żadne słowa nie dadzą mu ulgi.
Wracamy do budynku i siadamy w pewnym oddaleniu od śpiącego Torrance’a, uważając, aby go nie zbudzić. Serafina kręci głową.
- Już dość spał. Koniec tego dobrego – stwierdza. – Tooooooranceeee! – wrzeszczy, a ja zaciskam dłonie w pięści. Za głośno..
Chłopak raptownie się budzi i staje na nogi w przeciągu sekundy.
- Czyś ty postradała zmysły?! – szepcze wściekle, jednak jego szept jest ostrzejszy od krzyku. – Ktoś mógł cię usłyszeć! A wy co?! – odwraca się w naszą stronę. – Ciężko było ją powstrzymać?! Cholera jasna! Czy wy nie potraficie myśleć? – Zaczyna chodzić po pokoju i nerwowo skubać strzałę w dłoni. – Wyruszamy natychmiast. Nic mnie nie obchodzi, że jest noc. I tak przebywamy tu za długo. Głównie przez ciebie – wskazuje palcem w moją stronę.  – Serafina.. Mieliśmy tu tylko spędzić parę godzin i znów zmienić miejsce spoczynku, a tymczasem jesteśmy tu już cały, cholerny dzień!  – Przerywa na chwilę. - Już. Ruszajcie dupska.
- Nie bądź niemiły, Torrance. Jak się zachowujesz? – obrusza się dziewczyna.
- Jak śmiesz oskarżać o to moją siostrę?! – wybucha Victor w tym samym momencie.
- Błagam cię, daj spokój – zwracam się do brata. - Ma rację – mówię cicho.
Torrance patrzy na mnie zaskoczony. Czyżby spodziewał się innej reakcji?
- Róbmy, co mówi. Musimy iść – tym razem widzę, jak otwiera usta i unosi brwi wysoko.
- No dobrze, ale może warto najpierw coś przekąsić? Z pustym brzuchem nie zamierzam się nigdzie ruszać – oznajmia Serafina.
- Czy ty uważasz, że to jest jakaś niewinna zabawa? Jeśli nas znajdą, to zabiją. Szybko lub powoli wszystko zależy od ich gustu. Tak czy inaczej będziesz cierpieć, a potem znikniesz. Rozumiesz? Znikniesz. Ruszamy natychmiast, zjemy coś jak tylko oddalimy się wystarczająco.
Serafina rzuca w jego stronę wściekłe spojrzenia.
- Tylko bez głupich odzywek i kłótni. Mam dość. Mam dość wszystkich twoich durnych pomysłów. Przez ciebie mamy tylko ciężar w postaci tej dziewczyny i jeszcze chłopaka, który próbował mnie zabić! Jeśli w przeciągu dwóch minut nie opuścicie tego budynku, w drogę ruszam sam – nieznacznie podnosi głos i wychodzi. Jego gniewne kroki jeszcze długo odbijają się od ścian jako echo.
- Przepraszam za niego, ale… chyba musicie przywyknąć – zaczyna brązowowłosa. – On tak już ma. Wścieka się bardzo łatwo i bardzo szybko.
- Cóż.. Przynajmniej wiemy, że nie tylko Lyall ma problemy z agresją – rzuca Victor lekko, uśmiechając się do Serafiny.
Patrzę na niego wściekle.
- Wcale nie!
Lecz on tylko się śmieje i wychodzi z budynku za dziewczyną. Ruszam za nimi zrezygnowana. Ból z mojego boku, znów zaczyna mi bardziej dokuczać. Ignoruję go.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Torrance chyba nie bardzo chce mieć nas za sojuszników – ponownie zaczynam ten sam temat, gdy idę obok Serafiny.
Prowadzi rozwścieczony chłopak, Victor idzie tuż za nim, my zamykamy pochód. Jest strasznie ciemno. Nic nie widzę, poza niewyraźną sylwetką braciszka i jasnych oczu dziewczyny.
- Lyall. On się po prostu boi. Musisz to zrozumieć – szepcze do mojego ucha.
Kiwam głową, zapominając, że może tego nie widzieć.
Odgłosy nocy otaczają nas z każdej strony. Staram się ignorować wszelkie historie, które próbują wniknąć do mojego umysłu. Wyobraźnia jednak nie daje mi spokoju. Zza jednego z drzew widzę ludzką postać z dziwną głową… Z białą głową królika. Szczerzy się w moją stronę i groźnie błyska oczyma. Biję się lekko po twarzy, tak, aby nikt tego nie zauważył, i potwór znika równie szybko jak się pojawił.
Spoglądam w niebo. Poprzez liście, widzę podłużne, prostopadłe linie. Wygląda, jakby było obleczone siatką. Nie ma gwiazd, tylko fałszywy księżyc, który trochę oświetla naszą drogę.
Wyłączam się.
Stawiam kroki, liczę je, lecz nie myślę. Minuty bądź godziny, nie wiem ile czasu mija, kiedy w końcu Torrance zarządza przerwę. Ponownie skupiam się na miejscu. Znajdujemy się na obrzeżach miasta, gdzie znajduje się więcej drzew. Niemal mogłabym nazwać ten obszar lasem. W oddali widzę pewien dziwny kształt. W miarę jak zbliżamy się do tego czegoś, mój umysł wyróżnia mnóstwo pomysłów.
- Czy to, to o czym myślę? – szepcze Serafina.
- Jesteś pewien, że jest tu bezpiecznie? – pyta sennym głosem Victor.
- Zaraz się okaże – warczy brunet.
W ciemności dostrzegam jak ściąga łuk z pleców i zbliża się do jednego z obrośniętych zielenią… samolotów.
- Każdy sprawdza poszczególny samolot. Podzielcie się jakoś. I macie być cicho. Nie ważne co się stanie, gęba na kłódkę.
Samoloty, ku naszej uldze, okazują się być puste. Wchodzimy do jednego i ustalamy wartę.
- Może ja? Chciałabym, choć na coś się przydać – mówię.
- Nie ufam wam – stwierdza Torrance. – Posiedzę z tobą – oznajmia niechętnie. – I tak długo już spałem.
Czuję pewne zaniepokojenie w moim organizmie. Żołądek na samą myśl o przebywaniu z Torrancem sam na sam, skręca się boleśnie. Kiwam jednak głową i kątem oka spoglądam na Victora.
Ten nie zwraca na mnie uwagi. Kładzie się na fotelu i momentalnie zasypia, Serafina robi to samo.
Kiedy z powrotem odwracam się do błękitnookiego, jego już nie ma. Nie jestem zdziwiona, porusza się ciszej od kota. Domyślam się, w którą stronę się udał, więc podążam do drzwi wejściowych i zauważam jak opuszcza samolot. Ruszam za nim i widzę, że zaczyna się wspinać po linach utworzonych z bluszczu. Jestem zaskoczona, jednak w końcu stwierdzam, iż pomysł jest całkiem ciekawy i jak najbardziej słuszny. Na skrzydle samolotu będziemy mieli idealne miejsce do obserwacji, lecz także nie będziemy całkowicie wystawieni na widoku. Dzięki roślinności zawsze będziemy mogli ukryć się wśród liści. Wchodzę za chłopakiem i siadam na metalowym skrzydle. Pomimo ciemności oświadczam sobie w duchu, że widok jest powalający. Oddycham głęboko i cieszę się tą chwilą. 
Jest mi trochę zimno, więc okrywam się gałązkami bluszczu niczym kocem.
- A teraz słucham, co takiego w tobie jest, że Serafina się tobą zainteresowała? – jego głos rozlega się wokół mnie, rani boleśnie, jednak skutecznie sprowadza na ziemię.
________________________________________________
Julio... Dlaczego? :(

4 komentarze:

  1. Muszę się przyznać nie spodziewałam się przeczytać dziś, kolejny rozdział na twoim blogu, musiałaś go chyba napisać już prędzej i nic nie powiedziałaś, bebe jesteś :( hahaha
    Rozdział jak zwykle pierwsza klasa. Nawet jakbym chciała to nie mam do czego się doczepić, jesteś po prostu za dobra :P
    Wnerwia mnie to, że Torrance jest taki ... taki nieufny. No i to jego zdanie na koniec, dlaczego ty urywasz w takich momentach !!!! Jestem zła ! Pisz kolejny rozdział i to szybko :)
    A i w ogóle piszesz, zbyt krótkie rozdziały :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
    Kocham <33

    OdpowiedzUsuń
  2. No i świetny rozdział :) tylko ten Torrance...ehh taki jakiś wredny ;( Ciekawe co odpowie Lyall....pisz szybko nexta! Pozdrawiam ;**
    Życzę wesołych świąt ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Heej! Jestem tu już od początku i zostanę do końca. Na pewno! Dostałam link do twojego bloga na asku. Niestety ta osoba nie przedstawiła mi się i zwyczajnie napisała z anonima. Moje pierwsze wrażenie kiedy zobaczyłam tego bloga to "Ojacie! Jaki piękny, delikatny" i od razu zabrałam się za czytanie. Kiedy zmieniłaś jego wygląd również się zaskoczyłam. Z takiego delikatnego na taki czarny woo. Wszystko bardzo dokładnie i precyzyjnie opisujesz, bardzo miło się czyta. :)
    Mam nadzieję, że i ty zechcesz "przypadkiem" trafić na mojego bloga. Dopiero zaczynam. Od razu mówię dzięki. :D
    http://mortalmasterwenadimon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. No, no, no jestem pod wielkim wrażeniem...
    Ten Torrance jest taki tajemniczy... Jak Jace z darów anioła :D (przynajmniej z 1. części)
    jestem cholernie ciekawa co odpowie mu Lyall... I wgl jak to się dalej potoczy..
    Lyall i Torrance w sumie są podobni z tym się zgadzam :D
    Nwm co tu jeszcze...
    Kocham twój geniusz
    Weny i pozdrowionka :*
    Soundless
    P.S. Usunęłam konto dlatego z anonima :)

    OdpowiedzUsuń

Jestem naprawdę wdzięczna za wszystkie opinie. Pozdrawiam. :)

Obserwatorzy