Obserwuję
uważnie jej poczynania. Z plecaka wyjęła bandaż, spirytus i jakieś dziwne
rośliny. Zdejmuje mój płaszcz oraz bluzę. Podnosi wyżej bokserkę, a ja
czerwienię się wściekle. Spuszczam wzrok zawstydzona.
- Tak przy okazji to jestem Serafina a to Torrance. –
Kiwa głową w kierunku ciemnowłosego.
Ten stoi pod
ścianą z łukiem przewieszonym przez plecy. Ręce założył na piersi i wciąż
piorunuje wzrokiem Victora, który przysiadł niedaleko. Czarne loki opadają mu
na twarz i co jakiś czas je odgarnia.
- Lyall. Victor. – Kieruję wzrok w stronę brata, po
czym ponownie wpatruję się w ziemię.
Serafina odrywa
brudny materiał od mojej skóry.
- Ciekawe imię – uśmiecha się. – Czy dobrze myślę, że
ma związek z twoim naszyjnikiem?
- Co takiego? – Nie rozumiem.
- Imię Lyall oznacza wilka.
- Nie wiedziałam.. – Sięgam dłonią i ściskam w dłoni
tarczę naszyjnika. Wciąż powracam myślami do dystryktu 9. Kto mi go podarował?
- Ona wie wszystko o imionach – wtrąca się cicho
Torrance. – No dalej mała. Pokaż, na co cię stać – rzuca w stronę
brązowowłosej, uśmiechając się zadziornie.
- Ile już razy mówiłam ci, żebyś się tak do mnie nie
zwracał? – Jej głos jest ostry, jednak twarz promienieje ze szczęścia. – No
dobrze. Moje imię oznacza płomienna. Tak, tak, wiem, że idealnie wpasowuje się
w moją osobowość – śmieje się. - Victor oczywiście zwycięzca, Torrance to
inaczej idiota – wytyka język do chłopca.
- Ej!
- No dobra, dobra. Tak naprawdę symbolizuje
wrażliwość. Oczywiście nie zawsze znaczenia naszych imion są zgodne z
charakterami. Torrance to najbardziej niewrażliwa i chamska kupa gówna, jaką
kiedykolwiek poznałam.
- Dzięki – odpowiada i unosi dumnie głowę, jednak
widzę, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu.
- Polecam się na przyszłość – Serafina szczerzy do
niego zęby. – W każdym razie, mam pomysł.. Widzę, że wszystkim nam przyda się
kąpiel. Proponuję, abyśmy skorzystali z rzeki, którą widziałam niedaleko –
zaczyna niepewnie. – Dasz radę iść? – pyta mnie.
- Jasne – wstaję na nogi chwiejnie, wciąż z uśmiechem
na ustach. Jestem wręcz zazdrosna o tą dwójkę. Chciałabym mieć takich
przyjaciół…
Niestety
podnoszę się za szybko, ciemne plamy znów zaburzają mi widzenie. Podtrzymuję
się ściany.
Serafina
reaguje natychmiast. Bierze mnie pod rękę i prowadzi schodami na dół. Czuję się
dziwnie, nie lubię, gdy ktoś mi pomaga. Wolałabym być zależna sama od siebie
nie od innych… Teraz jednak za późno. Jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę
Serafiny oraz Torrance'a.
Czarnowłosy
idzie przed nami. Widzę, że mimo wszystko jest wściekły na swoją towarzyszkę.
Nie chce mieć z nami nic wspólnego. Wolałby nas zabić i być o dwójkę trybutów
bliżej zwycięstwa. Wykrzywia twarz w grymasie, kiedy Victor przemyka obok
niego.
Rzeka
rzeczywiście jest bardzo blisko. Na sam jej widok moje żyły wypełnia dawka
wesołości. Tęsknię za porządną kąpielą. Przypominam sobie skomplikowane
prysznice, które były w ośrodku. Jak przez mgłę pamiętam słodki zapach żelu pod
prysznic…
Serafina bez
jakiejkolwiek krępacji ściąga wszystkie ciuchy i w samej bieliźnie wskakuje do
wody. Victor robi to samo, Torrance też nie wydaje się być zawstydzony tą
sytuacją. Tylko ja stoję na brzegu i opieram się ze zdjęciem ciuchów. W końcu
przekonuję się do zsunięcia spodni, lecz mimo wszystko pozostaję w bokserce.
Wiem, że przed chwilą widzieli kawałek mojego ciała, ale nadal nie mogę tego
zrobić. Po prostu nie mogę. Serafina patrzy na mnie zdumiona, jednak nie
komentuje mojego zachowania.
Szukam w
plecaku koszulki, na której wcześniej trzymaliśmy surowe mięso i biorę ją do
ręki. Wchodzę do wody. Jej orzeźwiające działanie to jedne, czego w tej chwili
potrzebuję. Zanurzam się najpierw do bioder, czyszczę starannie koszulkę i
ponownie pozostawiam na brzegu. Następnie powoli zniżam się do pasa. Woda
obmywa moją ranę, ból jest odrobinę mniejszy.
Obserwuję
jeszcze przez chwilę pozostałych. Serafina pływa pod prąd lub z nurtem rzeki.
Torrance szoruje ciało i przemywa włosy, Victor oczyszcza miecz z krwi, jednak
zauważam, że mnie obserwuje.
Wstrzymuję
powietrze, nurkuję. Oczy pozostawiam otwarte, przez co widzę jak maleńkie
bąbelki umykają ku górze. Płuczę włosy, gładzę ciało i usuwam z niego brud. Od
razu czuję się lepiej.
Gdy kończymy,
wszyscy na powrót wciągamy ubrania. Podczas, gdy ja staram się wycisnąć wodę z
mej bokserki, reszta rusza na bosaka z butami i bronią w dłoniach z powrotem do
budynku.
Torrance siada
blisko drzwi, zamyka oczy i opiera głowę o ścianę. Ma zmęczoną twarz. Łuk wciąż
trzyma w dłoniach. Zauważam, że w jednej ręce ściska także czarną strzałę.
Chwilę później słyszymy jego cichy i spokojny oddech, który rozchodzi się po
pustych pomieszczeniach budowli.
Victor znika
nam z oczu. Nie mam pojęcia, gdzie polazł i przyznaję, że trochę mnie to
martwi, jednak staram się o tym nie myśleć.
Serafina
oczyszcza moją ranę, krzywię się i skomlę cicho, gdy przemywa ją szmatką
przesączoną spirytusem (nadal zastanawiam się, skąd ona to wytrzasnęła).
Później wciera w ranę jakieś zmielone rośliny… Nie wnikam w to, lecz jestem
wdzięczna, gdyż szybko czuję ulgę. Odprężam się i odzyskuję siły. Na koniec
owija tułów bandażem i naciąga bluzę na obnażony brzuch.
- Dziękuję… - mówię, gdy obie kładziemy się na
podłodze. – Nie wiem nawet jak się wam odwdzięczyć.
- Myślę, że nie musisz – otwieram usta, aby jej
przerwać, ale dziewczyna kontynuuje z pewnym naciskiem w głosie. – Lecz jeśli,
aż tak ci zależy… To sądzę, że wynagrodzisz nam to chęcią współpracy – uśmiecha
się do mnie.
- Na pewno tego chcesz? Z góry ostrzegam, że Victor i
ja jesteśmy beznadziejnymi sprzymierzeńcami. Zresztą nie potrafię walczyć, ale
Victor jest dobry.
- Skoro nie umiesz walczyć, to jakim cudem nadal tu
jesteś? – Dziewczyna wbija we mnie wzrok.
A więc nic nie
wie? Gdyby nie Torrance, dawno by mnie nie było…
Milczę.
- Jesteś wystarczająco silna, aby przeżyć tak poważne
zranienie. Dodatkowo musiałaś jakoś uciec, a to świadczy o wyjątkowej
wytrzymałości. Kogoś takiego właśnie nam potrzeba.
- Jestem teraz kulą u nogi.
- Skończ już marudzić. To jesteś gotowa? Sojusznicy? –
Siada i wyciąga rękę w moją stronę.
- Coś czuję, że Torrance nie będzie szczęśliwy z
powodu tej decyzji.
- Torrance nie ma żadnego głosu w tej sprawie – mruga
do mnie jednym okiem.
Podnoszę się z
ziemi i ujmuję jej dłoń.
- Cieszę się, że są jeszcze jacyś porządni ludzie na
tych igrzyskach – słyszę z jej ust i mimowolnie się uśmiecham. – Torrance jest
bardzo upartym człowiekiem, ale wkrótce mu przejdzie – zniża głos i szepcze mi
do ucha.
Przez jakiś
czas cieszymy się ciszą i spokojem, lecz wkrótce nie wytrzymuję i stawiam od
dawna nurtujące mnie pytanie.
- Nie chcę cię urazić, ani nic w tym stylu... –
zaczynam niepewnie. – Lecz zastanawiam się, dlaczego za sojuszników macie nas,
a nie innych zawodowców? Zawsze tak było, że…
- Nie chcę mieć z nimi do czynienia. O nie. Próbowali
się do nas dobrać już na treningach, ale skutecznie odcięliśmy się od ich
towarzystwa.
- Ale dlaczego? Z nimi mielibyście większe szanse.
- Przecież to banda debili. W ich umysłach zakorzeniona
jest tylko jedna myśl – wygrać. Nie myślą o niczym innym. Są puści. Jak
mogłabym czuć się przy nich bezpiecznie? Mogliby zabić mnie podczas snu!
- Nie boisz się, że my możemy to zrobić? – pytam z
nutą zaskoczenia w głosie, ale też i maleńkiej urazy.
- Oczywiście, że się boję. Lecz, czuję, że mogę wam
kiedyś zaufać. Tak jak już mówiłam. Mogliście mnie zabić już przy pierwszym
spotkaniu na schodach, jednak nie zrobiliście tego. Wciąż żyję.
Patrzę w jej
bystre oczy, studiuję śliczną twarz i puszyste włosy. Chciałabym powiedzieć jej
mnóstwo słów, zdań, opowiedzieć wszystkie historie z mojego życia. Chciałabym
ją poznać, ale również chciałabym, aby ona poznała mnie. Pragnę jej przyjaźni.
Odczuwam potrzebę jej bliskości… Może dlatego, że nigdy nie miałam siostry?
Milion słów,
lecz ja wypowiadam tylko jedno.
- Dziękuję.
Prawdę mówiąc nie spodziewałam się tak szybko, nowego rozdziału, weszłam na twojego bloga, nawet nie wiem dlaczego i tu taka niespodzianka, miło.
OdpowiedzUsuńKtoś tu się zna na imionach, teraz to twój konik ? No brawo :P A co znaczy moje imię ? Napisz mi na gg :D
Wiesz, że od razu zastanowiło mnie skąd ona wytrzasnęła, spirytus i bandaż, ale potem dopisałaś, że nie wiesz, więc spoko.
Lyall jest nie śmiała, no proszę, wstydziła się rozebrać, nawiązanie do Katniss Everdeen, a może do kogoś innego, czy raczej prawda jest pośrodku ? :D
Czy to możliwe, że Torrance jest tym chłopakiem, którego Lyall spotkała na początku igrzysk, przecież to oczywiste, aż mi głupio, że na to nie wpadłam, gdzie ja miałam oczy ? Przecież musiałaś, związać jego los z jej. To konieczne, ale dlaczego nie powiedział nic o tym Serafinie, może się wstydził, wstydził się tego, że nie załatwił, wtedy tej sprawy z nią do końca.
Nie ważne.
Jeszcze jedno póki pamiętam gdzie jest Viktor ? On jest nieodpowiedzialny, jestem pewna, że wpakuje się w kłopoty, na pewno :P
Pozdrawiam gorąco :***
<333
Super rozdział ;) Dobrze,że Serafina zawarła sojusz z Lyall ...a Torrance czemu nic nie wspomniał o zajściu na początku igrzysk Serafinie?Hmm...coś mi tu śmierdzi...być może bluzka Lyall na której trzymała mięso..nie no,ale na serio zaczyna się robić tak jakoś..mrocznie xD Gdzie Ci wszyscy zawodowcy(oczywiście dobrze,że ich nie ma na razie) i wg jakie wymyślsz przeszkody..to mnie ciekawi,ale ok... czekam na next,pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuń