Widzę dziewczynę w niezwykle jasnym pokoju. Szarpie
się i krzyczy. Jej wrzaski powodują mój ból głowy. Twarz ma bladą, pod oczami
zauważam ogromne cienie. Leży przykuta do łóżka. Rzucam się na nią w momencie,
gdy próbuje oderwać dopływ kroplówek. Mówię jej, żeby tego nie robiła, staram
się ją powstrzymać. Nie słucha mnie. Denerwuję się i decyduję opuścić pokój.
- Dobrze! Umieraj sama! Nie zamierzam na to patrzeć –
wyrzucam z siebie, wychodząc.
- Entliczek, pętliczek, czerwony stoliczek, na kogo
wypadnie na tego bęc. Kto będzie twoją następną ofiarą? – Biega po pokoju z
wbitym we mnie wzrokiem.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
- Nie uratujesz go, jeśli nie chcesz uratować samej
siebie.
- Bredzisz. A teraz połóż się z powrotem!
- Czarny motylek, czarny motylek, idzie po ciebie
ogromny krokodylek. Uciekaj maleńki, uciekaj, bo czas, pamiętaj, że możesz
umrzeć tylko raz – śpiewa wesoło z obłędem w oczach.
- Jesteś szalona.
- Bij, zabij, morduj, wypruj flaki! Przeszyj serce
nożem, strzałą, sztyletem bądź mieczem. Tyle możliwości. Tyle radości.
Korzystaj! Korzystaj! Nie bądź nieśmiała!
Dziewczyna znika, wokół pojawia się mnóstwo dzieci.
Mają… ile? Dziesięć lat? Widzę przerażone twarzyczki, wszystkie oczy skierowane
są w moją stronę. Spoglądam na me dłonie. Pełne krwi, pełne żalu, pełne winy.
- Nie bójcie się mnie. Nic wam nie zrobię – mówię,
jednak znikąd pojawia się nóż i zabija pierwsze dziecko.
Zaczynają krzyczeć.
- To nie ja! To nie ja! Przepraszam! To nie ja!
- Zostaw nas, proszę. Dlaczego to robisz? – pyta
maleńka dziewczynka o czekoladowych oczach.
- To nie ja. To nie ja. To nie ja… proszę. Wybacz mi…
proszę – szepczę.
Budzę się z krzykiem. Słyszę słowa, które powinny mnie
uspokoić, czuję ręce na swojej twarzy.
- Ciiii.. Cichutko.
- Sierra? – Rozpoznaję głos.
- Mam cię zabrać na arenę.
Kiwam głową i powstrzymuję łzy. Koniec z mazaniem się.
Ubieram się w ulubione ciuchy, wrzucam do kieszeni naszyjnik z wilkiem i idę za
chłopcem na dach Ośrodka Szkoleniowego. Przylatuje poduszkowiec i zostajemy
wciągnięci na pokład przez specjalne drabiny. Gdy jestem już w poduszkowcu oraz
siadam na swoje miejsce jakaś kobieta podchodzi do mnie ze strzykawką w ręku.
- Lokalizator – mówi, lecz za nim wypowiadam słowa
sprzeciwu, wbija urządzenie w moje przedramię. Czuję ukłucie bólu i od tego
czasu towarzyszy mi dziwne uczucie w ręce. Wciąż dotykam miejsca, w którym
znajduje się lokalizator.
Pojawia się jakiś awoks i wraz z Sierrą prowadzi mnie
na śniadanie. Mimo iż żołądek wykręca mi się ze stresu, nie mogę odmówić sobie
pyszności, które widzę. Wcinam ile wlezie makaronu z sosem pomidorowym i
wypijam mnóstwo soku jabłkowego.
Podróż trwa ponad godzinę. Gdy zaczynamy się zbliżać
do areny okna zostają zaciemnione. Poduszkowiec ląduje. Udajemy się z powrotem
do drabiny, która tym razem opuszcza nas do podziemnego kanału zakończonego
przejściem do sieci tuneli umieszczonych pod areną. Idziemy do mojej komory
przygotowawczej. Biorę szybki prysznic, szczotkuję dokładnie zęby, a Sierra
splata mi włosy w warkocz, który idealnie ukrywa niedoskonałość moich
beznadziejnych uszu. Jestem mu za to wdzięczna. Wkrótce otwieramy paczkę z
ubraniem i Sierra pomaga mi się ubrać. Zakładam bieliznę, czarne, obcisłe
spodnie, wysokie, ciężkie, ale wygodne buty, bokserkę, koszulkę i bluzę również
w ciemnych kolorach. Sierra wyjmuje z opakowania także specjalny pas, który
służy zapewne na trzymanie broni. Otacza
nim plecy, z jednej strony przechodzi przez pierś z drugiej owija ramię, po
czym zapina go ponownie na plecach. Potem przychodzi czas na dziwny, czarny
płaszcz. Jest bardzo długi, po bokach sięga niemal do kostek, lecz na plecach
tylko do ud. Ma duży kaptur, pod którym mogę się schronić przed deszczem.
Ubranie składa się z wielu warstw. Zastanawiam się dlaczego.
- Myślę, że płaszcz ma tu na celu głównie funkcję
ozdobną, ale w razie czego przyda się podczas zimnych nocy. Buty wydają się
masywne, ale zaufaj mi, są idealne do biegania.
Na koniec zapina na mej szyi naszyjnik. Trzyma go
przez chwilę w dłoniach.
- Rada zatwierdzająca pozwoliła ci na zabranie go na
arenę.
- Jakie to miłe – cedzę przez usta.
- Myślę, że jesteś już gotowa. – Ignoruje poprzednią
wypowiedź i spogląda na mnie. - Przejdź się. Powiedz czy wszystko pasuje.
- Całe szczęście, że dali mi większy rozmiar. Nie
cierpię dopasowanych ubrań. Spodnie jakoś zniosę – oświadczam,
przemieszczając się po pokoju.
- Dopilnowałem tego.
- Dzięki – uśmiecham się z wysiłkiem.
- A więc wszystko jest w porządku? – pyta, a ja kiwam
głową twierdząco. – A więc teraz pozostaje tylko czekać.
Siadamy na kanapie. Sączę wodę i patrzę bezmyślnie w
ścianę. Temperatura w pokoju się ochłodziła, aby było mi lepiej. Taka warstwa
ubrań daje sporo ciepła.
Przez jakiś czas siedzimy w milczeniu. Sierra trzyma
mnie za rękę, co mnie dziwi, ale i trochę krępuje. Nie wyrywam dłoni. Niech
sobie robi, co chce, za parę minut mogę umrzeć, więc mam to w sumie gdzieś.
- Dasz sobie radę – mówi w zamyśleniu.
- Nie dam, ale znowu dziękuję, że chociaż ty we mnie
wierzysz – opieram się na jego ramieniu. Jestem zmęczona po dzisiejszej nocy.
Zamykam oczy i niemal przysypiam. Jakiś kobiecy głos oznajmia wesołym tonem, że
już czas. Podchodzę do szklanej tuby i patrzę na nią z przerażeniem.
- Nie da rady. Uduszę się tam! Nie ma mowy! – Zaczynam
panikować.
- Lyall. Uspokój się. Wdech i wydech. Powoli. Nic ci
się nie stanie. Uda ci się.
Szklana tuba rozsuwa się i ukazuje wejście. Serce wali
mi niesamowicie.
Właśnie, że się stanie. Zabiją mnie! Już nigdy więcej
cię nie zobaczę! Nie zobaczę mojej rodziny! Umrę… Będzie mnie bolało…
Po raz pierwszy te myśli pojawiają mi się w głowie.
Jestem zbyt zestresowana i reaguję z opóźnieniem. Widzę,
co się dzieje, ale nie mogę temu zapobiec. Sierra nachyla się i całuje mnie w
usta. Krótko, ale całuje. Nie zamykam oczu, on również. Cały czas patrzę w jego
tęczówki. Nie chcę stracić ich nawet na moment.
Nie wiem, co czuję. Jestem w rozsypce. Czy go kocham?
Przecież… Miłość… to takie dziwne i głupie uczucie.
Patrzysz w jego stronę, a twoje serce zaczyna szaleć. Podskakuje z nerwów i
masz wrażenie, że chce uciec z twojej piersi i pobiec w jego ramiona. Żałosne.
Głupie serce.
Nie. Nie. Nie.
Nie kocham go. Nikogo nie kocham. Jestem sama i zawsze
byłam. Nie mogę kochać. I nie kocham. Wcale się tak nie czuję. To kompletne bzdury.
Nie odsuwam się jednak. Tak po prostu… Nigdy jeszcze…
się nie całowałam.
Głupia.
- Przyrzeknij mi coś – mówię w jego stronę.
- Co takiego? – słyszę jego płaczliwy ton.
- Nie oglądaj tego. Żadnych z tych wydarzeń. Cokolwiek
się będzie działo. Nie oglądaj.
- Nie mogę ci tego obiecać.
- Proszę! Zrób to dla mnie! Błagam!
- Dwadzieścia sekund – oznajmia kobiecy głos.
Dwadzieścia sekund albo co? Strażnicy mnie pobiją i
tam wrzucą?!
- Dobrze. Obiecuję – oznajmia chłopiec i odwraca
wzrok.
Całuję go jeszcze raz w policzek i wchodzę do szklanej
tuby.
Odczekuję upiorne dziesięć sekund. Drzwi się zamykają.
Sierra przykłada dłoń do szyby. Robię to samo, choć czuję, że to głupie. Bardzo
głupie i niepoprawne.
- Nie oglądaj! – krzyczę, ale chyba mnie nie słyszy.
Widzę jak coś mówi, jednak nie jest mi dane
rozszyfrować jego słowa, bo kapsuła unosi mnie w górę. Sierra znika z mojego
pola widzenia, a mnie ogarnia ciemność. Szklane szyby znikają, a metalowa płyta
wypycha mnie z tunelu wprost na świeże powietrze. Światło dnia mnie oślepia.
- Panie i Panowie, Dwudzieste Trzecie Głodowe Igrzyska
uważam za otwarte!
Aż nie wiem od czego zacząć, może do powiedzenia po raz setny jak cudnie piszesz, mogłabym to czytać godzinami, a i tak by mi się nie znudziło.
OdpowiedzUsuńNajpierw ten sen dziwny, pokręcony, ale dający dość jasny przekaz. Lyall musi zabić, musi zabić, aby ocalić Viktora, może nawet już nie tylko dla Victora, chociaż nadal nie jestem pewna tego jej związku z Sierrą. Może i jest romantycznie, ale jakoś tego nie czuje, muszę nad tym trochę pomyśleć. Wracając myślę, że zabije zrobi to na pewno. ta końcówka mnie nawet do tego bardziej przekonała. jakaś jej cześć nie chce aby oglądał ją na arenie, ponieważ boi się, że arena może ją zmienić, w kogoś kim nigdy nie chciała być, w kogoś koga zawszę się brzydziła, tak właśnie ja to widzę.
W najbliższym rozdziale przekonam się co za niezwykłą arenę przygotowałaś Lyall i pozostałej 23 uczestników. Mało zdradzasz, wiem już, że raczej nie będzie tak gorąco, a słońce nie będzie otulało trybunów swoimi złocistymi promieniami.
Aż trudno mi uwierzyć, że ten czas mija tak szybko, pamiętam jeszcze pierwszy post, a tu już 12 rozdział, zadziwiające. Nawet już nie pamiętam ile czasu minęło od pierwszego twojego opowiadania, które czytałam, które pokochałam. Jakże wyjątkowa była tamta historia. Pamiętasz? Ile to już czasu minęło? Przepraszam nie wiem, co mnie wzięło na te wspominki.
Miłego Dnia :***
Ściskam gorąco <3333
Świetnie opisane te sny. Fakt, przerażające, ale mimo wszystko... podobała mi się ta wyliczanka o motylkach... Sierra i Lyall... Przeciwieństwa się przyciągają, ale w takich okolicznościach... Popłakałam się po raz pierwszy od czytania Kosogłosa i śmierci Prim... Jestem w siódmym niebie bo w sobote beda na TVP1 o 21.25 Igrzyska śmierci... z niecierpliwościà czekam na następny rozdział i życzę weny
OdpowiedzUsuńSoundless :*
P.S. sorka za literówki ale pisze z telefonu