Victor. Victor. Victor. Nawet nie wiesz jak cię
kocham.
Dzięki niemu zdobyliśmy jakieś szanse. Był zabawny,
sympatyczny, ale też okazał swoją siłę i gotowość do morderczej walki.
Dziękuję ci. Dziękuję.
- Przepraszam za to, że przeze mnie tracisz szansę.
Niszczę wszystko – zaczynam, gdy pozostajemy sami.
- Kiedy ja słyszę te twoje, z dupy wyjęte, wywody,
chce mi się rzygać. Daj spokój, dziewczyno. Świetnie ci poszło!
Marszczę brwi, po czym unoszę jedną w wyrazie
zaciekawienia.
- No, co? – warczy.
- Świetnie mi poszło? Jaja sobie robisz?! – wrzeszczę
na niego. Muszę w końcu znaleźć ujście dla mojej wściekłości.
- Byłaś wyjątkowo pewna siebie, do tego pokazałaś
tajemniczość i fakt, że nie polegasz na ludziach. Widzą w tobie zagadkę,
zdobyłaś 9 punktów, jesteś tak dobra jak zawodowcy, może nawet lepsza. Przestań
w końcu się nad sobą użalać!
Milczymy przez chwilę, w końcu nie wytrzymuję.
- Opowiesz mi, co się stało?
- Co? Gdzie?
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Dostałeś siódemkę, a
wszyscy jesteśmy przekonani, że zasługujesz, na co najmniej dziesiątkę.
- Tak wyszło. Pogódź się z tym.
- Ale…
- Każdy może mieć gorszy dzień, tak? Siódemka to dobra
ocena. Mi pasuje. A teraz się zamknij, bo jestem głodny.
- Echhh… Ja też.
Wpychamy w siebie mnóstwo jedzenia. W końcu to nasza
ostatnia kolacja tutaj. A także ostatnia noc…
Za niecałą dobę równie dobrze mogę być martwa.
Uzupełniam zapasy, walczę z nudnościami i idę do
pokoju. Podchodzę do ogromnego okna i mam ochotę na zaczerpnięcie świeżego
powietrza. Chciałabym pooddychać. Moje prośby jednak nie zostaną wysłuchane.
Przez chwilę oglądam Kapitol. Jak zwykle jasny, jak zwykle kolorowy. Na placu
widzę zgromadzone tłumy ludzi. Krzyczą coś. Świętują, bawią się. Jutro w końcu
zacznie się ich upragniona rozrywka. Będą widzieć krew, ból i płacz. Będzie
widowisko!
Jak Laoise sobie radziła? Jak ona to wszystko
przeszła?
Kładę się na łóżko. Włosy rozsypują się wokół mej
głowy. Chłonę zapach szamponu. Bawię się paroma motylkami sukienki. Po części
przypomina się mój sen, jednak nie chcę o tym myśleć. Nie teraz, nie dzisiaj.
Nie mogę…
Co mnie jutro spotka? Z czym będę musiała się zmagać?
Jak sobie poradzimy?
Zastanawianie się nad formą areny jest całkowicie
bezsensowne, jednak mimo wszystko wciąż tylko to siedzi mi w głowie. Czy
spotkam skutą lodem przestrzeń? Gorącą pustynię? Dżunglę? Jeśli mogłabym
wybierać to z chęcią znalazłabym się na arenie wypełnionej drzewami. Może
udałoby się nam ukrywać przez kilka dni. Może ucieczka byłaby dobrym
rozwiązaniem?
A co mam zrobić zaraz po rozpoczęciu? Biec do rogu
obfitości, czy być mądrym i jak najszybciej oddalić się od tego miejsca? Czy
bez jakiejkolwiek pomocy damy sobie radę? Nie potrafię nawet zastawić dobrych
sideł! Czy mam jakieś pożyteczne umiejętności? Cokolwiek? Oczywiście, że nie.
Jestem do niczego.
Idę pod prysznic, zmywam z siebie wszystko i znów
powracam. To ja, Lyall. Ta brzydka, ta głupia. Już nie ukrywam się za tapetą i
sukienkami. Znów jestem sobą.
W końcu opuszczam kabinę i wskakuję pod cieplutką
pościel. Zawijam się w kłębek i czekam na sen, który oczywiście nie przychodzi,
gdy jest najbardziej potrzebny. Zastanawiam się nad wieloma rzeczami, moje
myśli błądzą i bezskutecznie szukają odpowiedzi. Niestety zderzają się jedynie
z solidną ścianą, która oddziela mnie od prawdy.
Nie zabiję. Nie zabiję. Nie zabiję. Nie zabiję…. Nie
zmienię się w potwora. Nie zrobią ze mnie marionetki. Nie będę tańczyć jak mi
zagrają. Nie pozwolę na to.
W życiu dziś nie zasnę. Do cholery. Uhhh..
Wypełzam z łóżka, wychodzę z pokoju. Udaję się do
salonu, zamawiam miętową herbatę i siadam na kanapie przed kominkiem. Wkrótce
chłopiec przynosi mi kubek i miseczkę z świeżo pokrojonymi owocami. Uśmiecham
się do niego z wdzięcznością, łapię go za nadgarstek. Przytrzymuję przez
chwilę, ściskam, cieszę się czyimś dotykiem.
- Dziękuję – mówię, on kiwa głową, jego kąciki ust
niepewnie mkną ku górze, po czym odchodzi.
Ogień pali się w kominku, jak zwykle wieczorami.
Ciepło tuli mnie w ramionach. Jest mi przyjemnie i na chwilę obecną czuję się
bezpiecznie.
- Miałem nadzieję, że się tu pojawisz – słyszę cichy
głos. Rozpoznaję go, jednak jak zwykle reaguję zbyt gwałtownie.
Podskakuję nerwowo i niemal zrzucam kubek z gorącą
herbatą na ziemię.
- Wciąż to robisz – warczę wściekle.
- Cóż takiego? – pyta z zawadiackim uśmiechem na
ustach.
Wzdycham tylko, poirytowana i wrzucam kawałek banana
do ust.
- Mogę się przysiąść?
- Jak już musisz.
Gdy siada obok, podnoszę kolana i stawiam stopy na
kanapie. Obejmuję nogi i opieram o nie czoło.
- Ta sukienka była prześliczna. Dziękuję ci za to, co
dla mnie zrobiłeś. Jesteś najlepszy.
- Czy ja dobrze słyszę? – Śmieje się. – Miałem śliczną
modelkę. Nic bez niej bym nie osiągnął.
- Kto to taki? Znam ją?
- Masz zbyt niską samoocenę, wiesz o tym, prawda? – Jego
głos jest pełen rozdrażnienia.
- Chyba mnie z kimś pomyliłeś. – Upijam łyk, parzę
sobie język. – Częstuj się. – Podsuwam mu miseczkę z owocami. – Są pyszne.
- Dziękuję, ale nie próbuj zmieniać tematu.
- Oj daj spokój. Wiesz już, jaki strój dostaniemy na
arenę?
- Jutro zobaczę go pierwszy raz.
- No tak… - pochylam głowę.
- Nie martw się… Dasz… dasz sobie radę.
- Wszyscy dobrze wiemy, że nie. To będzie cud, jeśli
przeżyje pierwszy dzień.
- Nie mów tak!
Dotyka mojej dłoni. Czuję jak palcem kreśli na niej
kółka. Spoglądam na niego.
Nie wiem, co się ze mną dzieje. Coś zaczyna mnie dusić
od środka, mam wrażenie, że zaraz eksploduję. Staram się ukrywać prawdę, jednak
dzisiaj pragnę podzielić się z kimś moim sekretem.
- Nie wierzę, że to mówię. Zwłaszcza obcej osobie,
ale… Boję się. Cholernie się boję – jak zwykle płacz wydostaje się w
nieodpowiednim momencie. Czuję upokorzenie. Jak mogę przy nim ryczeć? Typowa ze
mnie baba! Uhh…
- Zachowuję się dziecinnie – wyrzucam z siebie i
wycieram szybko policzki. – Jestem żałosna.
- Nie wiesz jak bym się zachował, gdybym był na twoim
miejscu – mówi i wpatruje się we mnie.
- Na pewno nie tak.
- Mylisz się, Lyall – uśmiecha się. – A właśnie.
Świetnie ci poszło na wywiadach. Nie myśl, że jest inaczej.
Kręcę głową, łzy nieustannie płyną. Chłopiec przybliża
się i ściera trochę płynu. Ukrywa moją twarz w swoich dłoniach.
- Musisz wrócić. Dla mnie – słyszę jego cichy szept.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić – spuszczam wzrok.
Odsuwa się, znów na niego spoglądam i widzę
przygnębioną twarz. Oczy pociemniały.
- Sierra. Przestań. Jestem nikim – uśmiecham się.
- Nie dla mnie – słyszę.
Nie odpowiadam. On się oszukuje. Po prostu jest mu
mnie żal. Jutro umrę. Co innego może teraz mówić? Znajdzie sobie śliczną
dziewczynę. Będzie szczęśliwy.
- Uśmiechnij się, czubku. No dalej! – Trącę palcem
jego policzek, czuję ukłucie delikatnego zarostu.
Znienacka mnie przytula. Dziwnie się czuję. Za dużo
tej bliskości. Najpierw siedzę w bezruchu z szeroko otwartymi oczami, wkrótce
się uspokajam, odwzajemniam uścisk.
- Jest już późno. Wracaj do łóżka, wyśpij się – całuje
mnie w policzek, patrzy chwilę w moje oczy, po czym opuszcza piętro.
Siedzę w bezruchu i nie wierzę w to, co się dzieje.
Nie wierzę, że ktoś mnie pocałował. Dotykam palcami policzka, uświadamiam
sobie, że mam otwarte usta i szybko je zamykam. Udaję się do pokoju. Kładę na
materac i jestem pewna, że w tym momencie na pewno nie zasnę. Niemożliwe, o
nie. Nie da rady. W życiu nie usnę. Nie… No dobra. Może jednak.
_______________________________________________________________________Chciałabym Wam wszystkim bardzo podziękować. Cieszę się, że jesteście. Pozdrawiam serdecznie :*
Normalnie cała się uśmiecham, świetne zakończenie rozdziału. Znaczy było to bardzo miłe ze strony Sierry, ale wątpię, aby byli razem czy coś :P Za to może ten pocałunek da Lyall więcej wiary w siebie. Mam nadzieje, że jej samoocena podskoczy kilka punktów w górę :)
OdpowiedzUsuńVictor zaczyna mnie zastanawiać, mam wrażenie, że coś ukrywa, ale nie sądzę, abyś tak szybko zdradziła co. :D
Arena. Arena, myślałam trochę o niej i stwierdziłam, że trudno wymyślić coś oryginalnego, ale dobrze wiesz, że wierze w ciebie na tyle, że jestem przekonana, iż będzie niezwykła, wielki wulkan z lawą czy coś, no dobra, nie jestem dobra, w wymyślaniu. Zastowie to Ci :**
Proszę Cię wydaj kiedyś jakąś książkę, bardzo bym chciała, znaleźć twoją książkę na jakiejś półce w księgarni, aby potem znalazła się w mojej małej biblioteczce domowej :P
Pozdrawiam bardzo, bardzo gorąco <33
Kocham Cię i to ja Ci dziękuje :**
Jesteś kochana :*
UsuńWIEDZIAŁAM!! Wiedziałam! Po prostu to czułam, że Sierra coś czuje do Lyall :D Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy zobaczyłam, że dodałaś rozdział. Zgadzam się z Sierrą, Lyall ma niską samoocenę, za niską. Cały czas się upieram co do mojego standardowego stwierdzenia, że jesteś krewną Suzanne :D
OdpowiedzUsuńNiedługo pewnie ci zaspamuję opowiadaniem, w którym połączę igrzyska śmierci i dary anioła :)
Pozdrowionka i weny :*
Soundless (wcześniej Marchewa, zmieniłam nazwę)
Zaspamuj. Z chęcią poczytam. :) Dziękuję bardzo i pozdrawiam :* <3
Usuń