sobota, 15 lutego 2014

Eleven

Victor. Victor. Victor. Nawet nie wiesz jak cię kocham.
Dzięki niemu zdobyliśmy jakieś szanse. Był zabawny, sympatyczny, ale też okazał swoją siłę i gotowość do morderczej walki.
Dziękuję ci. Dziękuję.
- Przepraszam za to, że przeze mnie tracisz szansę. Niszczę wszystko – zaczynam, gdy pozostajemy sami.
- Kiedy ja słyszę te twoje, z dupy wyjęte, wywody, chce mi się rzygać. Daj spokój, dziewczyno. Świetnie ci poszło!
Marszczę brwi, po czym unoszę jedną w wyrazie zaciekawienia.
- No, co? – warczy.
- Świetnie mi poszło? Jaja sobie robisz?! – wrzeszczę na niego. Muszę w końcu znaleźć ujście dla mojej wściekłości.
- Byłaś wyjątkowo pewna siebie, do tego pokazałaś tajemniczość i fakt, że nie polegasz na ludziach. Widzą w tobie zagadkę, zdobyłaś 9 punktów, jesteś tak dobra jak zawodowcy, może nawet lepsza. Przestań w końcu się nad sobą użalać!
Milczymy przez chwilę, w końcu nie wytrzymuję.
- Opowiesz mi, co się stało?
- Co? Gdzie?
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Dostałeś siódemkę, a wszyscy jesteśmy przekonani, że zasługujesz, na co najmniej dziesiątkę.
- Tak wyszło. Pogódź się z tym.
- Ale…
- Każdy może mieć gorszy dzień, tak? Siódemka to dobra ocena. Mi pasuje. A teraz się zamknij, bo jestem głodny.
- Echhh… Ja też.
Wpychamy w siebie mnóstwo jedzenia. W końcu to nasza ostatnia kolacja tutaj. A także ostatnia noc…
Za niecałą dobę równie dobrze mogę być martwa.
Uzupełniam zapasy, walczę z nudnościami i idę do pokoju. Podchodzę do ogromnego okna i mam ochotę na zaczerpnięcie świeżego powietrza. Chciałabym pooddychać. Moje prośby jednak nie zostaną wysłuchane. Przez chwilę oglądam Kapitol. Jak zwykle jasny, jak zwykle kolorowy. Na placu widzę zgromadzone tłumy ludzi. Krzyczą coś. Świętują, bawią się. Jutro w końcu zacznie się ich upragniona rozrywka. Będą widzieć krew, ból i płacz. Będzie widowisko!
Jak Laoise sobie radziła? Jak ona to wszystko przeszła?
Kładę się na łóżko. Włosy rozsypują się wokół mej głowy. Chłonę zapach szamponu. Bawię się paroma motylkami sukienki. Po części przypomina się mój sen, jednak nie chcę o tym myśleć. Nie teraz, nie dzisiaj. Nie mogę…
Co mnie jutro spotka? Z czym będę musiała się zmagać? Jak sobie poradzimy?
Zastanawianie się nad formą areny jest całkowicie bezsensowne, jednak mimo wszystko wciąż tylko to siedzi mi w głowie. Czy spotkam skutą lodem przestrzeń? Gorącą pustynię? Dżunglę? Jeśli mogłabym wybierać to z chęcią znalazłabym się na arenie wypełnionej drzewami. Może udałoby się nam ukrywać przez kilka dni. Może ucieczka byłaby dobrym rozwiązaniem?
A co mam zrobić zaraz po rozpoczęciu? Biec do rogu obfitości, czy być mądrym i jak najszybciej oddalić się od tego miejsca? Czy bez jakiejkolwiek pomocy damy sobie radę? Nie potrafię nawet zastawić dobrych sideł! Czy mam jakieś pożyteczne umiejętności? Cokolwiek? Oczywiście, że nie. Jestem do niczego.
Idę pod prysznic, zmywam z siebie wszystko i znów powracam. To ja, Lyall. Ta brzydka, ta głupia. Już nie ukrywam się za tapetą i sukienkami. Znów jestem sobą.
W końcu opuszczam kabinę i wskakuję pod cieplutką pościel. Zawijam się w kłębek i czekam na sen, który oczywiście nie przychodzi, gdy jest najbardziej potrzebny. Zastanawiam się nad wieloma rzeczami, moje myśli błądzą i bezskutecznie szukają odpowiedzi. Niestety zderzają się jedynie z solidną ścianą, która oddziela mnie od prawdy.
Nie zabiję. Nie zabiję. Nie zabiję. Nie zabiję…. Nie zmienię się w potwora. Nie zrobią ze mnie marionetki. Nie będę tańczyć jak mi zagrają. Nie pozwolę na to.
W życiu dziś nie zasnę. Do cholery. Uhhh..
Wypełzam z łóżka, wychodzę z pokoju. Udaję się do salonu, zamawiam miętową herbatę i siadam na kanapie przed kominkiem. Wkrótce chłopiec przynosi mi kubek i miseczkę z świeżo pokrojonymi owocami. Uśmiecham się do niego z wdzięcznością, łapię go za nadgarstek. Przytrzymuję przez chwilę, ściskam, cieszę się czyimś dotykiem.
- Dziękuję – mówię, on kiwa głową, jego kąciki ust niepewnie mkną ku górze, po czym odchodzi.
Ogień pali się w kominku, jak zwykle wieczorami. Ciepło tuli mnie w ramionach. Jest mi przyjemnie i na chwilę obecną czuję się bezpiecznie.
- Miałem nadzieję, że się tu pojawisz – słyszę cichy głos. Rozpoznaję go, jednak jak zwykle reaguję zbyt gwałtownie.
Podskakuję nerwowo i niemal zrzucam kubek z gorącą herbatą na ziemię.
- Wciąż to robisz – warczę wściekle.
- Cóż takiego? – pyta z zawadiackim uśmiechem na ustach.
Wzdycham tylko, poirytowana i wrzucam kawałek banana do ust.
- Mogę się przysiąść?
- Jak już musisz.
Gdy siada obok, podnoszę kolana i stawiam stopy na kanapie. Obejmuję nogi i opieram o nie czoło.
- Ta sukienka była prześliczna. Dziękuję ci za to, co dla mnie zrobiłeś. Jesteś najlepszy.
- Czy ja dobrze słyszę? – Śmieje się. – Miałem śliczną modelkę. Nic bez niej bym nie osiągnął.
- Kto to taki? Znam ją?
- Masz zbyt niską samoocenę, wiesz o tym, prawda? – Jego głos jest pełen rozdrażnienia.
- Chyba mnie z kimś pomyliłeś. – Upijam łyk, parzę sobie język. – Częstuj się. – Podsuwam mu miseczkę z owocami. – Są pyszne.
- Dziękuję, ale nie próbuj zmieniać tematu.
- Oj daj spokój. Wiesz już, jaki strój dostaniemy na arenę?
- Jutro zobaczę go pierwszy raz.
- No tak… - pochylam głowę.
- Nie martw się… Dasz… dasz sobie radę.
- Wszyscy dobrze wiemy, że nie. To będzie cud, jeśli przeżyje pierwszy dzień.
- Nie mów tak!
Dotyka mojej dłoni. Czuję jak palcem kreśli na niej kółka. Spoglądam na niego.
Nie wiem, co się ze mną dzieje. Coś zaczyna mnie dusić od środka, mam wrażenie, że zaraz eksploduję. Staram się ukrywać prawdę, jednak dzisiaj pragnę podzielić się z kimś moim sekretem.
- Nie wierzę, że to mówię. Zwłaszcza obcej osobie, ale… Boję się. Cholernie się boję – jak zwykle płacz wydostaje się w nieodpowiednim momencie. Czuję upokorzenie. Jak mogę przy nim ryczeć? Typowa ze mnie baba! Uhh…
 - Zachowuję się dziecinnie – wyrzucam z siebie i wycieram szybko policzki. – Jestem żałosna.
- Nie wiesz jak bym się zachował, gdybym był na twoim miejscu – mówi i wpatruje się we mnie.
- Na pewno nie tak.
- Mylisz się, Lyall – uśmiecha się. – A właśnie. Świetnie ci poszło na wywiadach. Nie myśl, że jest inaczej.
Kręcę głową, łzy nieustannie płyną. Chłopiec przybliża się i ściera trochę płynu. Ukrywa moją twarz w swoich dłoniach.
- Musisz wrócić. Dla mnie – słyszę jego cichy szept.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić – spuszczam wzrok.
Odsuwa się, znów na niego spoglądam i widzę przygnębioną twarz. Oczy pociemniały.
- Sierra. Przestań. Jestem nikim – uśmiecham się.
- Nie dla mnie – słyszę.
Nie odpowiadam. On się oszukuje. Po prostu jest mu mnie żal. Jutro umrę. Co innego może teraz mówić? Znajdzie sobie śliczną dziewczynę. Będzie szczęśliwy.
- Uśmiechnij się, czubku. No dalej! – Trącę palcem jego policzek, czuję ukłucie delikatnego zarostu.
Znienacka mnie przytula. Dziwnie się czuję. Za dużo tej bliskości. Najpierw siedzę w bezruchu z szeroko otwartymi oczami, wkrótce się uspokajam, odwzajemniam uścisk.
- Jest już późno. Wracaj do łóżka, wyśpij się – całuje mnie w policzek, patrzy chwilę w moje oczy, po czym opuszcza piętro.
Siedzę w bezruchu i nie wierzę w to, co się dzieje. Nie wierzę, że ktoś mnie pocałował. Dotykam palcami policzka, uświadamiam sobie, że mam otwarte usta i szybko je zamykam. Udaję się do pokoju. Kładę na materac i jestem pewna, że w tym momencie na pewno nie zasnę. Niemożliwe, o nie. Nie da rady. W życiu nie usnę. Nie… No dobra. Może jednak.
_______________________________________________________________________

Chciałabym Wam wszystkim bardzo podziękować. Cieszę się, że jesteście. Pozdrawiam serdecznie :*

4 komentarze:

  1. Normalnie cała się uśmiecham, świetne zakończenie rozdziału. Znaczy było to bardzo miłe ze strony Sierry, ale wątpię, aby byli razem czy coś :P Za to może ten pocałunek da Lyall więcej wiary w siebie. Mam nadzieje, że jej samoocena podskoczy kilka punktów w górę :)
    Victor zaczyna mnie zastanawiać, mam wrażenie, że coś ukrywa, ale nie sądzę, abyś tak szybko zdradziła co. :D
    Arena. Arena, myślałam trochę o niej i stwierdziłam, że trudno wymyślić coś oryginalnego, ale dobrze wiesz, że wierze w ciebie na tyle, że jestem przekonana, iż będzie niezwykła, wielki wulkan z lawą czy coś, no dobra, nie jestem dobra, w wymyślaniu. Zastowie to Ci :**
    Proszę Cię wydaj kiedyś jakąś książkę, bardzo bym chciała, znaleźć twoją książkę na jakiejś półce w księgarni, aby potem znalazła się w mojej małej biblioteczce domowej :P
    Pozdrawiam bardzo, bardzo gorąco <33
    Kocham Cię i to ja Ci dziękuje :**

    OdpowiedzUsuń
  2. WIEDZIAŁAM!! Wiedziałam! Po prostu to czułam, że Sierra coś czuje do Lyall :D Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy zobaczyłam, że dodałaś rozdział. Zgadzam się z Sierrą, Lyall ma niską samoocenę, za niską. Cały czas się upieram co do mojego standardowego stwierdzenia, że jesteś krewną Suzanne :D
    Niedługo pewnie ci zaspamuję opowiadaniem, w którym połączę igrzyska śmierci i dary anioła :)
    Pozdrowionka i weny :*
    Soundless (wcześniej Marchewa, zmieniłam nazwę)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaspamuj. Z chęcią poczytam. :) Dziękuję bardzo i pozdrawiam :* <3

      Usuń

Jestem naprawdę wdzięczna za wszystkie opinie. Pozdrawiam. :)

Obserwatorzy