Trening idzie mi koszmarnie. Zauważam, że nawet w
połowie nie dorównuję chociażby dwunastolatce z siódemki. Spoglądam kątem oka
jak jej wątłe ciałko podnosi jedną z siekier ustawionych pod ścianą i rzuca w
stronę worków z piaskiem, które zwisają z sufitu. Także ze stanowiskami, które
uczą przetrwania mam problem. Widzę, że dystrykt jedenasty, nawet para z
dwunastki, doskonale radzą sobie z rozpalaniem ogniska, czy rozpoznawaniem
jadalnych roślin. Przeraża mnie moja nieporadność i brak koncentracji. Nie mogę
oderwać wzroku od innych trybutów.
Victor natomiast jak zwykle jest świetny. Czuję lekkie
ukłucie zazdrości. Mi nigdy nic nie wychodzi..
Posłuchał mnie w sprawie mieczy i walki wręcz, jednak
od razu zauważam, tak jak i reszta trybutów, że jest dobry także we wspinaczce
albo w rzucaniu do celu. Jego oszczepy nie trafiają aż tak celnie, jak
dziewczyny z ósemki, ale i tak idzie mu z tym nieźle.
Kiedy po raz kolejny asystent na widok moich sideł
wykrzywia twarz, poddaję się i od tego czasu głównie obserwuję.
Stoję niedaleko stanowiska z łukami. Obserwuję
czarnowłosego chłopca z czwórki. W ciągu paru minut zużywa 10 strzał, przy czym
tylko 3 nie przeszyły kukły. Jestem pod wrażeniem, ale czuję też ukłucie
niepokoju. To groźny przeciwnik i wiem, że nie mam z nim szans.
Nagle odwraca się i wbija we mnie wzrok, orientuję się
z pewnym opóźnieniem. Nie jest wściekły, nie widzę w nim nienawiści. Jest
spokojny. Udaję, że z niezwykłym zainteresowaniem przyglądam się zapasom, które
odbywają się po drugiej stronie sali.
Jeszcze przez chwilę czuję jego spojrzenie na sobie.
Nagły przypływ ciepła otacza moje ciało i dusi w morderczym uścisku. Parę
sekund później zdobywam się na głęboki wdech. Ponownie zaczynam go obserwować,
gdyż powrócił do ćwiczeń. Brązowowłosa, która również przygląda się jego
poczynaniom, zaczyna mnie intrygować. Odkąd się tu pojawiła, nie dotknęła ani
jednego narzędzia ani broni, a także nie pokazała ze swojej strony żadnej z
umiejętności. Nie wiem, w czym może być dobra, a także, jakie mogą być jej
słabości. Jest albo niezwykle bystra, albo niesamowicie głupia. Przystaję na to
pierwsze.
Zauważa mój wzrok i odwzajemnia go. Przez chwilę
wymieniamy się spojrzeniami, jednak szybko tchórzę. Odchodzę od stanowiska i
idę do Victora, który z powodzeniem plecie ogromną sieć. Boże.. Czego ten
chłopak nie potrafi?!
- Czy ja o czymś nie wiem? Brałeś jakieś lekcje u
babuni? – Szczerze zęby w uśmiechu.
- Wiele jeszcze o mnie nie wiesz, siostra.
- Zabrzmiało groźnie – śmieję się.
- Czemu nie ćwiczysz? – pyta.
- Nic mi nie wychodzi, a więc, po co?
- Warto chociaż próbować.
- Łatwo Ci mówić, bo nie robisz z siebie idioty za
każdym razem, jak czegoś dotykasz.
- Przestań gadać głupoty. Wiadomo, że od razu nie
będziesz mistrzem we wszystkim – gani mnie i robi mi się głupio, że tak szybko
się poddaję.
Udajemy się do stołów, które stoją pod ścianą i
zaczynamy zjadać wszystko co tylko na nich się pojawi. Jestem strasznie głodna,
nie potrafię opanować apetytu.
Wkrótce kończymy trening, zrezygnowana udaję się na
nasze piętro, wskakuję pod prysznic, po czym wpełzam do łóżka. Opatulam się
śnieżnobiałą kołdrą i zanurzam w ogromnej poduszce. Momentalnie zasypiam.
Słyszę jak ktoś nuci jakąś melodię, która wciąż i
wciąż się powtarza. Na początku jestem wśród ciemności. Czerń otacza mnie ze
wszystkich stron. Przepełnia mnie. Staje się mną. To ja jestem czernią. Tonę i
powracam, duszę się i oddycham. Nagle oślepia mnie światłość, która pojawia się
znikąd. Nie mam dokąd uciec. Znikam. Opadam na dno. Wtem widzę chmarę czarnych
motyli i już wiem, co to oznacza. Pamiętam, czytałam o tym… Jednak w tym
momencie o tym nie myślę. Lecą wprost na mnie, lecz zamiast uderzyć we mnie
maleńkimi skrzydełkami, okrążają me ciało i unoszą. Rozchylam ręce niczym
skrzydła, naśladuję ich ruchy i lecę wśród oślepiającego światła.
Otwieram oczy i oddycham szybko. Serce wali mi jak
szalone. Czuję mój strach, jednak już nie pamiętam, czego dokładnie on dotyczy.
Spoglądam przez okno i widzę Kapitol, który pomimo
braku słońca, jest niesamowicie jasny. Kolory atakują moje oczy.
Siadam na łóżku i otwieram szufladkę. Wyjmuję
naszyjnik z wilkiem i głaszczę opuszkiem palca jego srebrną tarczę. Po pewnym
czasie czuję głód i zamawiam do pokoju miskę owoców oraz kanapki z serem i
szynką. Po skończonym posiłku staram się ponownie zasnąć, jednak na próżno idą
moje starania. Mimo iż zmęczenie każe mi się położyć, wewnętrzny strach nie
pozwala zasnąć. Tkwię pośród ciszy i pustki. Wspominam rodzinny dystrykt.
Wkrótce widzę pierwsze słoneczne promienie. Po ciuchu
wkradają się do pomieszczenia. Przez godzinę obserwuję ich ruchy, po czym
słyszę krzyk Lauren, iż pora na śniadanie. Czuję lekkie ssanie w żołądku,
jednak nie jestem głodna. Lecz co tam, przyda mi się trochę ciała.
Wchodząc do jadalni, zauważam naraz parę rzeczy.
Victora nie ma przy stole, Cane wpycha w usta ogromny kawałek mięsa i widzę jak
tłuszcz spływa mu po brodzie, Lauren Bell krzywi się z obrzydzeniem, tak jak ja
zresztą, a także w pomieszczeniu znajduje się Sierra.
- Gdzie Victor?
- Mówił, że nie jest głodny.
To dziwne.
- Zaraz wracam – rzucam w ich stronę i znikam z
pokoju.
Udaję się prosto do jego sypialni. Pukam delikatnie w
ciemnobrązowe drzwi.
- Victor? Wpuścisz mnie?
Przez dwie minuty stoję i czekam. Gdy już tracę
nadzieję, chłopak otwiera drzwi. Widzę, że ma zaczerwienione oczy i natychmiast
pochłania mnie smutek. Przytulam go, lecz milczę.
- Nigdy nie byłem zakochany, wiesz? – szepcze cicho. –
Nigdy nie miałem kogoś, kto… po prostu… - urywa i szlocha. – Jestem żałosny.
Ryczę jak dziecko.
- Myślę, że i tak długo wytrzymałeś. Wiem, co czujesz,
jednak znasz moje zdanie. Miłość to głupota, co nie?
- Zawsze mnie zadziwiałaś. Twoje teorie są strasznie
dziwne. Czemu tak myślisz? – Odsuwa się ode mnie i widzę jak lekko się
uśmiecha.
- Po prostu to wiem. Takie jest moje zdanie. Nie
wierzę w miłość – milczę przez chwilę. – Zakochasz się. Obiecuję Ci to.
Będziesz szczęśliwy.
- Lyall… Ja umieram. Tak jak ty. My wszyscy umieramy i
wszyscy umrzemy. I czuję, że to się stanie na arenie. Zginę, jednak będę
walczyć o twoje bezpieczeństwo.
- Nie ma mowy. To ja będę chronić ciebie, mały.
- Jesteś dziewczyną. Gdybyś przeżyła, mogłabyś mieć
dzieci..
- Nie – przerywam mu. – Nie będę mieć dzieci, nie będę
mieć męża, więc na nic się już nie przydam, okej? Lepiej, żebym to ja zginęła.
- Nawet tak nie mów. Przeżyjesz! – Podnosi głos.
Nie odzywam się już. Wiem swoje i dokonam tego. Lub
zginę, próbując. Nie ma sensu się kłócić.
Wracam do jadalni, wcinam moje ulubione danie (ryż z
warzywami i kawałkami kurczaka - mniam) oraz popijam miętowo-jabłkowym sokiem.
- Jak pierwszy dzień treningu? – pyta Sierra.
- Koszmarnie, ale Victor nieźle się spisał.
- Tak myślałem – słyszę Cane’a i czuję jak narasta we
mnie irytacja.
- Mam już pomysł na sukienkę dla ciebie – Sierra nie
zwraca na niego uwagi i kontynuuje rozmowę.
- Znowu sukienka? – Marszczę nos i krzywię się.
- Nic nie poradzisz. – odpowiada chłopak. – Tak to już
jest. Dziewczyny zakładają sukienki, chłopcy – garnitury.
- Powiedz mi tylko czy nie jest różowa…
Nie odpowiada, tylko szczerzy się do mnie. Prycham.
- Za parę minut idziemy na salę – oznajmia opiekunka
dziewiątego dystryktu. – Przebierz się.
Tak mija mi i dzisiejszy dzień. Beznadziejny trening,
ostrzegawcze spojrzenia od innych trybutów, jedzenie, spanie i użalanie się nad
sobą. Gdy nadchodzi ostateczny termin na zaprezentowanie swoich umiejętności
przed organizatorami jestem przerażona. Rano nie jestem w stanie nic przełknąć.
Cały czas chodzę od pokoju do pokoju i wyżywam się na różnych przedmiotach. To
skaczę po kanapie, to walę w ścianę dłonią, czy rozsypuję cukierki po całym
piętrze. Nie potrafię się uspokoić.
Z Victorem udajemy się do pomieszczenia przed salą
treningową, gdzie zebrali się także inni trybuci. Każdy z dystryktów, począwszy
od jedynki, skończywszy na dwunastce, idzie do sali, po czym już nie wraca.
Najpierw dziewczyna, potem chłopak. Powoli pokój pustoszeje. Gdy nadchodzi moja
kolej, nie czuję nóg. Strach sprawia, że ledwo się poruszam. Prawie się wywracam,
a na twarzy natychmiast pojawiają mi się czerwone wypieki. Ze wstydu i
wściekłości.
Wchodzę i od razu zauważam organizatorów. Piją, śmieją
się i jedzą. Wkrótce mnie dostrzegają, jednak niewielu obchodzi to, co robię.
Podchodzę do stanowiska z nożami. Biorę jeden do ręki,
jest cięższy, jednak lepiej pasuje mi do dłoni, niż te z domu. Na początek
wybieram najbliższą kukłę, celuję i trafiam w jej ramię. Kolejna przeszywa
brzuch, inna czoło. Następnie rzucam do dalszej i ku mojemu zdziwieniu nóż utyka
w piersi kukły. Wcale nie celowałam! Uśmiecham się do siebie, dumna, że chociaż
coś mi się udało.
Biorę dwa noże i rzucam naraz lewą i prawą ręką. Obie
znalazły się w dwóch manekinach. Czuję przypływ adrenaliny w żyłach. Szczęście
ogarnia mnie ze wszystkich stron. Nie zawsze trafiam. Czasami noże uderzają w
ściany pomieszczenia, jednak nie przejmuję się tym. Po raz pierwszy od
dłuższego czasu wyczuwam, że może nie jestem aż tak bezbronna, jak wszyscy
myślą. Może ich zaskoczę.. Może uda mi się zwyciężyć. To znaczy… Victor
zwycięży.
Ostatni nóż przeszywa serce, a ja słyszę tylko słowa
tej piosenki, którą niegdyś śpiewała Laoise.
You wandered through the willows in the forest you
were found
Trying to hide your footprints in the ground
It’s not so wise
If you try to run
It’s not so wise
You know I’ve won
You know I’ve won
And you’ll smile, on your knees
The hunter becomes
The hunter becomes the hunted
*
Spacerowałeś wśród wierzb w lesie gdzie zostałeś
znaleziony
Próbując ukryć swoje ślady stóp w ziemi
To nie jest zbyt mądre
Jeśli spróbujesz uciekać
To nie jest zbyt mądre
Wiesz, że wygrałam
Wiesz, że wygrałam
I uśmiechniesz się, na kolana
Łowca staje się
Łowca staje się upolowanym
Trening, trening i po treningu.
OdpowiedzUsuńNie wiele z samego treningu dowiedziałam się o zdolnościach naszej bohaterki, ale za to pokazałaś innych bohaterów oraz jak dobry jest Victor.
Znaczy się z nożami poszło jej całkiem dobrze, teraz tylko poczekać, aż się przekonamy jak dobrze. Nie źle trafiała, patrząc na to, że na treningu w ogóle nie próbowała :)
Nie do końca rozumiem ten sen, myślę, że dalej wszystko bardziej się wyjaśni, albo ja zrozumiem z opóźnieniem :D
Już nie mogę się doczekać sukienki, na wywiad, mam nadzieje, że będzie wyjątkowa, piękna, no i raczej nie różowa. :P
Ściskam i życzę dużo weny <333
Sen to nawiązanie do pewnego zdarzenia w przyszłości :) Pamiętaj o nim. :* Pozdrawiam.
UsuńMiłe zaskoczenie na koniec moich ferii :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału.. Interesujący i jak zwykle mam wrażenie, że jesteś spokrewniona z Suzane Collins. Lyall... Znalazłam znaczenie tego imienia na jednej stronce.. Wilk.. No, no, no... To tylko daje więcej do myślenia. Osobiście jestem wielką fanką wilków i wilkołaków, a ten fakt o którym wspomniałam tylko bardziej nakręca mnie do czytania...
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i życzę weny :*
Marchewa
Cieszę się, że wzięłaś pod uwagę znaczenie imienia. Staram się tak dobierać imię, aby osobowość bohatera była w nim zawarta. :) Lyall znaczy również tarcza - ochrona. Pozdrawiam serdecznie :*
Usuń