Vivien… siostra Laoise.
Biorę gwałtowny wdech i zachłystuję się powietrzem,
spuszczając wzrok na ziemię. Czuję dłoń na moim ramieniu, patrzę kątem oka i
dostrzegam, że to David – chłopak z mojej klasy. Zawsze go lubiłam, ale nie
miałam z nim bliższego kontaktu. Widzę współczucie w jego oczach. Czy stchórzę?
Czy po raz kolejny człowiek, którego kochałam niemal jak swojego ojca, będzie
miał następny powód, aby mnie nienawidzić?
Dziewczynka wychodzi z tłumu z uniesioną głową.
Trzęsie się, widzę to nawet z tej odległości, ale nie chce dać tego po sobie
poznać. Jest odważna.
Vivien … Przebacz mi.
Wchodzi na scenę i staje obok kobiety. Rozgląda się po
tłumie i mruga nerwowo oczyma. Burmistrz wzdryga się i ucieka szybko w głąb
sceny, jakby ta mała istotka mogła mu coś zrobić.
W głowie plącze się miliony myśli.
Czy chcesz umrzeć?
Tak.
Więc dlaczego nie masz odwagi? Rodzina zyska parę
groszy dzięki twojej śmierci. Nie będzie musiała wydawać na ciebie pieniędzy na
jedzenie, ubranie. Ludziom bez ciebie będzie lepiej.
- Czy są jacyś ocho…
Wychodzę z tłumu i nie pozwalam dokończyć zdania
opiekunce. Patrzy na mnie zaskoczona i zdezorientowana. Sama jestem w podobnej
sytuacji. Czy ja właśnie..? Czy…? Boże, jeśli mi teraz pomagasz - dziękuję.
- Vivien? – wołam, jednocześnie pytając o wybaczenie.
Mała pędzi w moją stronę i zeskakując ze sceny, wpada
w ramiona oraz płacze rzewnymi łzami. Strażnicy już biegną w naszą stronę,
wściekli za wybryk dziewczynki. Gładzę jej kręcone, brązowe włosy.
- Cii… Cichutko. Wszystko w porządku... Jesteś
bezpieczna, rozumiesz? – Staram się powstrzymać łzy. - Uciekaj – mówię do niej,
odsuwając się.
Krzyczy za mną, ale już niczego nie słyszę.
Zastanawiam się nad przyszłością. Czy w ogóle jest jakaś przyszłość? Nie
potrafię myśleć… Czy ją uratowałam? Czy rzeczywiście jest bezpieczna? Mam
nadzieję, że mi wybaczyła.
- Zgłaszam się na trybuta – mówię cicho, ale
stanowczo, krocząc w stronę Lauren Bell – opiekunki o blond włosach.
Nie boję się Was. Kapitol musi zaprzestać tej
głupocie. Nie mogę pozwolić, aby tylu ludzi poniosło śmierć. Koniec z tym… Może
powiem coś istotnego podczas wywiadu? Może uda mi się przekonać resztę trybutów
do jawnego sprzeciwu?
Jednak chwilę później uświadamiam sobie smutną prawdę.
Nie wiem jak mogę być tak głupia. Przecież nie mam
szans. Nie wzniecę buntu, nie pokonam władzy. Jestem sama i bezbronna. Nie dam
rady.
- Jak się nazywasz? – Kobieta pyta rozdrażnionym
tonem, wyrywając mnie z rozpaczy, jaka wniknęła w każdy milimetr mego ciała.
Zapewne zadaje to pytanie już któryś raz.
- Lyall Rain.
- A więc jesteś pewna przyszłego zwycięstwa? – pyta,
jednak nie czeka na odpowiedź. - W porządku – kontynuuje. - A teraz czas
na losowanie wśród mężczyzn. – Kobieta piszczy radośnie, jest pewnie zadowolona
z dzisiejszego przedstawienia. W końcu coś się dzieje.
Mam ochotę uderzyć ją w twarz, mocno, aby w końcu się
otrząsnęła. Czy ona nie rozumie, że giną ludzie? Giną. A ja nie zamierzam
zwyciężyć. Nie zwyciężę. Nie mam nawet na to szansy.
Stoję na scenie, patrzę na tłum, ale nie potrafię
skupić się choć na jednej twarzy.
Umrę. W bolesny sposób.
Teraz to w mojej głowie tworzy się ambitny plan. Czy
Gordon pomaga mi myśleć? Czy to on włożył do niej ten szalony pomysł? Zrobię to,
na co zawsze miałam ochotę. Nawet nie zejdę z tarczy. Będę tam stała z
wysuniętym środkowym palcem wprost do kamer. Zginę prawdopodobnie pierwsza, ale
nie mam zamiaru nikogo zabić. Nie zabiję. Nie zabiję. Nie zmienię się w
potwora.
- Amargein Rain. Och… Cóż za niesamowita sytuacja. Czy
to twój brat? – Zwraca się do mnie, lecz nie mogę wykrztusić słowa. Nie. Nie…
Nie! Co?! Nie!
Chłopiec z przerażoną miną, blady jak ściana, idzie w
moją stronę.
Jak mogłam tego nie przewidzieć? A. Już wiem. Przecież
miał tylko dwa przeklęte głosy, a więc jak to możliwe?! Mój świat rozpada się
na milion kawałeczków. Myślałam, że już wykorzystałam limit pecha na dzisiejszy
dzień.
- Nie! – wrzeszczę. –Amargein, uciekaj! Błagam! Idź
sobie! Nie! – Zaczynam płakać, ale są to łzy przepełnione gniewem. – Wracaj, do
cholery! – Zapominam o kamerach, o ludziach zebranych na placu, teraz myślę
tylko o tym, aby chłopiec był bezpieczny.
Amargein zatrzymuje się niepewnie i wtedy widzę jak
Victor wychodzi ze swojej strefy. On chyba żartuje.
- Zgłaszam się na trybuta – mówi chłodnym tonem.
–Amargein, zjeżdżaj – warczy, ale widzę łzy w jego oczach. Boi się… Tak samo
jak teraz i ja.
Uświadamiam sobie, że mój świat zaczyna się walić. Nie
dam rady go ochronić, jednak nie mam wyboru. Victor musi wrócić do domu. Musi
zwyciężyć. Podświadomie czuję, że to postanowienie mnie zmieni. Nie chcę
zabijać. Nie chcę być mordercą.
I nie chcę, aby Victor nim się stał.
Chłopak wchodzi na scenę i staje obok mnie.
- Victor Rain – mówi, gdy opiekunka podstawia mu
mikrofon.
- Wspaniale! Dwóch ochotników w dziewiątym dystrykcie!
I to jeszcze rodzeństwo, prawda? To będzie zaciekła walka! Wspaniale,
wspaniale! – Oczy błyszczą jej z wrażenia. Jest podekscytowana. Zaraz
zwymiotuję.
Nie mamy szans na przeżycie.
Jeszcze przez chwilę mam nadzieję, że ktoś zgłosi się
za chłopca. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej sytuacji, aby za ochotnika
zgłosił się inny ochotnik, ale błagam o to z całych sił… Jednak to tylko głuche
prośby.. Nic nieznaczące.
Nie ma ochotników w naszym dystrykcie. Ja zachowałam
się dziwnie, bo Vivien nawet nie jest moją rodziną, a przecież sama nie jestem
zawodowym zabójcą i nie mam szans na zwycięstwo. Victor ma jakieś uzasadnienie,
ale i tak nasze postępowanie wykracza poza normę.
Strażnicy prowadzą nas do Pałacu Sprawiedliwości i
zamykają w osobnych pomieszczeniach, co uważam za śmieszne, skoro jesteśmy rodziną.
Czas na ostatnie pożegnania.
Czekam aż ktoś do mnie przyjdzie, ale nikogo nie
widzę. To zrozumiałe, że rodzice i rodzeństwo są u Victora. Tymczasem dopiero
teraz uświadamiam sobie, że nie mam żadnych przyjaciół. Jestem sama i umrę
sama. Podchodzę do okna. Czuję, że się duszę, chcę zaczerpnąć świeżego powietrza,
ale szyba jest umieszczona za kratami. Wyglądam na plac, który powoli
pustoszeje. W tej chwili otwierają się drzwi. Babcia dyszy i wchodzi do pokoju
opierając się na drewnianej lasce. Siada na kanapę.
- Przecież… - zaczynam.
- Co chcesz zrobić? – pyta lodowatym tonem, łapiąc
szybko powietrze.
- Ale…
- Co chcesz zrobić? – Ponawia pytanie.
- Uratować Victora.
- Zrozumiałe. A teraz: Jak zamierzasz to zrobić?
- Nie mam zielonego pojęcia – odpowiadam urywanym tonem,
rozklejam się.
- Musisz zdobyć sponsorów, rozumiesz? Musisz
wymyślić jakąś poruszającą historyjkę, bo to, że jesteście rodzeństwem nie
wystarczy. Oni są wręcz przekonani, że będziecie ze sobą rywalizować. Absurd,
ale w końcu to tylko banda idiotów. – Milczy przez chwilę. - Sojusznicy. To
ryzykowne, ale pomocne. Zdobądź sojuszników. Ćwicz walkę, strzelaj z łuku,
cokolwiek! Musisz znaleźć sposób na pozbycie się reszty zawodników.
- Ale ja nie chcę się ich pozbywać… Nie potrafię
zabić.
- Kochana… Nie masz wyboru. Możecie obaj zginąć,
rozumiem, że swoje życie uważasz za bezwartościowe, ale czy chcesz i jego
śmierci?
- Nie.. Ale w takim razie… co zrobić skoro nie
potrafię myśleć, walczyć, nie jestem piękna, a więc urodą również nie uratuję
nam skóry! Jestem za głupia na to wszystko!
- Nieźle wymachujesz kosą – nie wiem dlaczego, ale to
zdanie strasznie mnie rozbawia. Jak widać panika robi swoje.
- Nieprawda. Poza tym wiesz, że nie będzie tam kosy! –
wrzeszczę na nią.
- Masz jeszcze noże. Nie mów, że nie wiesz jak się
nimi posługiwać. Widziałam was. Ciebie i Laoise. Świetna nauka historii, tak
przy okazji.
Spuszczam wzrok. Ma rację. Może jednak nie jestem aż
tak bezbronna? Razem z Laoise uczyłyśmy się ciskać nożami do celu. To była
świetna zabawa, po za tym zajęcie, które umożliwiało wymiganie się od pracy.
Kłamałyśmy, że mamy potworne oceny z historii (znaczy to nie kłamstwo, ale
pomińmy to) i codziennie po godzinie, w zamian za zbędną naukę o przeszłości
Kapitolu…
Po jakimś czasie niemal za każdym razem trafiałam w
wyznaczony punkt, ale to była nasza największa tajemnica. Skąd wie? Gdzie nas
widziała? Byłyśmy bardzo uważne, niemożliwe, że…
- Koniec czasu – odskakuję z przerażenia. To tylko
strażnik, ale ja już czuję się jakbym była na arenie.
- Babciu – kobieta obejmuje mnie, nie pozwala
wyprowadzić się facetowi.
- Wierzę w ciebie.
- Przepraszam za wszystko… - Przez głowę przelatują mi
wszystkie sytuacje, kiedy byłam niewdzięczna, nieposłuszna, zła. Żałuję
wszystkich tych dni i z całą mocą chciałabym wymazać je z pamięci. Chociażby
dzisiejszy wybuch w domu…
Strażnik Pokoju traci cierpliwość i szarpie za ramię
babci. Ta jęczy z bólu, a ja niewiele myśląc, skaczę na mężczyznę i zaciskam
dłonie na jego szyi. - Może trochę kultury! – krzyczę wprost do jego ucha.
Widzę przerażony wzrok babci, kręci głową, ale gdy
zauważam wyraz bólu na jej twarzy, nie potrafię opanować gniewu.
Strażnik ściąga mnie z pleców, jakbym nie stawiała
żadnego oporu i uderza w twarz. Mam wrażenie, że użył do tego całej siły i
wlepił w niego każdy skrawek swojej nienawiści i pogardy do mnie. Padam na
ziemię jak drewniana kukiełka, łapię się za piekące miejsce. Czuję jak twarz
oblewa mi wściekły rumieniec. Nie. Nie jestem zażenowana. Jestem rozjuszona
niczym byk.
Zamykają się drzwi, a ja wstaję z podłogi i siadam na
kanapie.
- Lyall… - po paru minutach słyszę cichutki głosik.
Podnoszę wzrok i widzę Vivien. Nic więcej nie mówimy.
Siada obok i obejmuje mnie. Przez parę sekund czuję się jakbym miała siostrę.
Ten sam strażnik przychodzi chwilę później i
bezceremonialnie wyrzuca dziewczynkę.
- Przecież nie minęły nawet 2 minuty!
- Nie masz prawa się do mnie odzywać, poprzedni wybryk
również jest powodem, dla którego w tym momencie tracisz możliwość pożegnania –
warczy na mnie.
W otwartych drzwiach widzę paru znajomych z mojej
klasy, mamę, tatę i rodzeństwo, a także ojca Vivien, co wyjątkowo mnie
rozczula. Nie spodziewałam się, że przyjdzie aż tyle osób, jeszcze chwilę temu
było pusto.
Drzwi zamykają się, czekam minutę, ale strażnik już
nie zamierza nikogo wpuszczać. Zaciskam dłonie w pięści, walę w drzwi i
wrzeszczę. W końcu przychodzi, ale nie po to, aby umożliwić mi ostatnie
spotkanie z najbliższymi, tylko na kolejny cios. Twarz piecze mnie
niesamowicie, ale nie zwracam na to uwagi. Siadam zrozpaczona na podłodze i
opieram się plecami o kanapę. Nie płaczę, nie mam na to siły.
Po chwili zauważam coś ukrytego pod ogromną, puchatą i
obrzydliwie różową poduszką. Sięgam dłonią i wyciągam rzemyk z przymocowanym
kruczoczarnym łbem wilka na srebrnej tarczy. Jest prześliczny.. Kto mi go
zostawił? Czy należał do babci? Czy do Vivien? To już na zawsze pozostanie
tajemnicą. Zakładam naszyjnik i chowam twarz w dłoniach dopóki strażnik po mnie
nie przychodzi. Popycha mną i szarpie, ale wiem, że powinnam już nic nie mówić,
a zwłaszcza wykonywać jakichś agresywnych ruchów. Byłam zbyt bezczelna i czuję,
że nie tylko ja poniosę karę, ale oberwie również Victor. Idiotka!
W drodze na stację kolejową uświadamiam sobie, że
ostatni raz oddycham powietrzem z mojego dystryktu. Ostatni raz widzę promyki
słońca przenikające przez kłosy zboża. Mimo iż nienawidziłam pracować i byłam
bardzo leniwa, zaczynam już tęsknić za żniwami.
Widzę, że Victor ma czerwoną twarz, zapewne płakał.
Dlaczego taki mały chłopiec musi tyle cierpieć? Patrzy na mnie przerażony,
chwyta za dłoń.
- Co Ci się stało? – pyta, wskazując na twarz.
- A coś jest nie tak?
- Jest sina.
- A. Uderzyłam się. I nie przesadzaj, nie jest tak
źle.
Milczy, ale zerka kątem oka na strażnika pokoju.
Strażnik pokoju.. Pfff. Co za idiotyczna nazwa.
Na stacji tradycyjnie zebrały się tłumy. Większość
cieszy się, że to nie ona, bądź nie ich dzieci jadą na arenę, ale wyłapuję parę
twarzy, na których widnieje szczery smutek. Wzrusza mnie to, ale nie mogę
pozwolić sobie na łzy. Przybieram obojętną minę, może sińce na twarzy dodatkowo
mi pomogą i wydam się bardziej… no nie wiem.. niebezpieczna, warta uwagi?
Ludzie żegnają się z nami milczeniem. Z tłumu w moją
stronę ktoś wyciąga dłoń. To Aodh. Ściskam ją z całej siły, ale wiem, że muszę
ją natychmiast puścić, aby brat nie oberwał od strażnika. Idziemy w stronę
ekskluzywnego pociągu. Ostatni raz patrzę na dystrykt. Pochylam głowę i wchodzę
do wagonu. Zapiera mi dech w piersiach. Słyszę jak Victor gwałtownie wciąga
powietrze do płuc.
Jak tu pięknie..
Ściany poobklejane błyszczącą i zapewne bardzo drogą
tapetą. Kryształowe żyrandole zwisające z śnieżnobiałego sufitu. Ogromna
pomarańczowa kanapa i parę foteli w tym samym kolorze ustawionych przed
telewizorem, który zajmuje całą ścianę. Kilka komódek jest obładowanych
mnóstwem cudeniek. W wazonie na stoliku widzę parę zerwanych kłosów zboża,
krwistoczerwone maki i oszałamiająco błękitne chabry, które prawdopodobnie
miały przypominać nam dom, które miały nas ranić. Trafili w dziesiątkę, gdy
tylko spoglądam na ten wazon w oczach stają mi łzy. Będę tęsknić za wiankami ze
stokrotek, łaskotkami, które wywoływało zboże, kiedy szłam nad jezioro, brodząc
pomiędzy kłosami.
Opiekunka każe ślicznej czarnowłosej dziewczynie
oprowadzić nas po pociągu. Jest ubrana w charakterystyczny strój dla służby
Kapitolu. Nic nie mówi i już wiem, że jest awoksą. Odcięto jej język, gdyż
przypuszczalnie dopuściła się zdrady. Biedna dziewczyna. Chcę ją jakoś
pocieszyć, ale nie odzywam się, a nawet na nią nie patrzę, bo nie chcę sprawić
jej kłopotów.
Wchodzimy do jadalni, która jest równie zachwycająca.
Gigantyczny, szklany stół zewsząd otoczony czarnymi krzesłami jest zawalony
różnego rodzaju jedzeniem. Widzę ogromną misę z ryżem skąpaną w białym sosie,
wazę z kusząco wyglądającymi owocami. Zauważam mnóstwo sałatek, ogromny tort i
prześlicznie udekorowane ciasta. Spostrzegam kurczaka, kaczkę, indyka i Bóg wie,
co jeszcze. Nie znam się na gotowaniu, nie znam fachowych pojęć obowiązujących
w kuchni, ale gdy patrzę na to wszystko mimowolnie napływa mi ślina do ust i
burczy w brzuchu, co doskonale słyszy awoksa, która pochylając się, wskazuje
miejsca. Jest mi głupio, dlatego stoję i wykręcam palce zdenerwowana.
Dziewczyna jeszcze raz pokazuje dłońmi na stół i oddala się.
Victor łapie mnie za rękę i prowadzi do najbliższego krzesła.
Siadamy i sięgamy po sztućce. Przyglądam się srebrnemu nożowi. Wygrawerowano na
nim malutkie listki. Mam ochotę schować go do kieszeni.
Czuję się winna jedząc, a nawet widząc to wszystko.
Nakładam parę ziemniaków na talerz, oblewam soczyście sosem i dokładam warzywną
sałatkę oraz odrobinę mięsa z kurczaka. Z początku nie mogę nic przełknąć, gdyż
jestem świadoma mojego występku, jednak, gdy te wykwintne specjały kuszą moje
oczy i wkrótce dotykają mego języka, nie mogę się oprzeć, i opycham się, ile tylko
zdołam.
Chce mi się śmiać i płakać jednocześnie. Prawie w
każdym dystrykcie w Panem panuje głód i niedożywienie. Ludzie ledwo wiążą
koniec z końcem, na każdym kroku widać umierające dzieci, starców niezdolnych
do jakiegokolwiek ruchu, a my – ludzie idący na śmierć – mamy wszystko.
Luksusy, jedzenie, a zwłaszcza ciepłe łóżko.
Nie… To nie my jesteśmy winni. To ten cholerny
Kapitol. To on włada całością. Nigdy nie doświadczył bólu, cierpienia, strachu,
głodu, zimna. Ludzie żyjący tam nie zdają sobie sprawy z tego, jak ciężkie jest
życie. I chyba nikt tam nie zauważa problemów, jakie panują na tym świecie. Czy
może właśnie dlatego organizują igrzyska? Już nie tylko po to, aby utrzymać tak
zwany pokój, ale aby doświadczyć te wszystkie emocje za pomocą trybutów? Aby
zwalczyć nudę? Banda debili.
Piję jabłkowy sok z kryształowego kubka i pełna smutku
opadam na fotel w salonie. Niedługo później wstaję i cały dzień chodzę po
pociągu bez konkretnego celu. Muszę przestać myśleć. Muszę przestać myśleć. Nie
myśl. Nie myśl.
Niebawem słyszę telewizor, który nadaje informacje
dotyczące Głodowych Igrzysk. Zapewne powtórki dzisiejszego losowania. Idę w
stronę salonu i siadam na podłodze. Z losowania wyłapuję tylko parę twarzy.
Szczególnie skupiam się na zawodowcach z pierwszego, drugiego i czwartego
dystryktu. Ćwiczą walkę od narodzin, dzięki czemu zazwyczaj zwyciężają w
igrzyskach. Trenowanie na przyszłych trybutów jest nielegalne, ale jak widać
Kapitol przymyka na to oko. Ważne, żeby było, na co popatrzeć, żeby coś się
działo na arenie.
W jedynce wylosowano zgrabną brunetkę, która wręcz
płynęła w stronę sceny. Młody, chuderlawy chłopak został zastąpiony przez
ochotnika – wysokiego i barczystego mężczyznę, bo inaczej go nazwać nie mogę. Wygląda,
co najmniej na dwadzieścia pięć lat, ale w rzeczywistości to osiemnastolatek.
Najbardziej przeraża mnie jego twarz. Uśmiecha się i jest niesamowicie pewny
siebie. Drugi dystrykt reprezentuje dwoje szesnastolatków o blond włosach, w
trzecim zapamiętałam tylko małą dwunastolatkę. W czwartym dystrykcie trafiło na
wysokiego piętnastolatka o kruczoczarnych włosach i trzynastolatkę. Piąty,
szósty i siódmy uleciał z mojej pamięci. W ósmym na pewno była jakaś blondynka…
Albo w dziesiątym? Kiedy pokazują losowanie w dziewiątce, odwracam wzrok. Nie
mogę na siebie patrzeć i nie mogę patrzeć na tą scenę. Nie chcę zobaczyć twarzy
Amargeina. W jedenastce wylosowano ciemnoskórego chłopca, a w dwunastce bladą i
drżącą parę, której zrobiło mi się żal. My nie mieliśmy szans, ale wielu z nich
nie miało nawet nadziei na brak szansy. Głupio to brzmi, ale jak najbardziej
prawdziwie.
Wspaniały rozdział. Aż się boję, jak Lyall będzie sobie radzić, jeśli będzie tam też jej brat. jesteś wspaniała, masz niesamowity talent / ThisOther
OdpowiedzUsuńTo że Lyall będzie brała udział w igrzyskach było bardziej niż pewne, ale to że będzie tam też jej brat było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Choć nigdy nie czytałam Igrzysk Śmierci, coraz bardziej mam ochotę to zrobić, ponieważ to jak piszesz jest wspaniałe, a skoro wzorujesz się na książce to musi być ona na podobnie wysokim poziomie.
OdpowiedzUsuńZawszę gdy widzę, że napisałaś coś na którymś z blogów, uśmiech sam pojawia mi się na twarzy, musisz też wiedzieć, że postawiłam przed twoją twórczością bardzo wysoką poprzeczkę, którą za każdym razem pisząc tak wspaniale sama sobie podwyższasz :D
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym mieć choć jedną trzydziestą twojego talentu.
Twoja Największa fanka < 3333333
Kocham : *********
Wiesz co muszę się Ci czymś pochwalić byłam dziś w Lidlu i jak to ja od razu skierowałam się w stronę sekcji z książkami ( Tak należę do tych ludzi co kupują książki w Biedronce czy też innych supermarketach. Dla niektórych to dziwne, ze można pójść do Biedronki czy też innego podobnego sklepu tylko po to aby obejrzeć książki, sprawdzić czy jest coś ciekawego, z moją koleżanką robimy to dość regularnie :D. Uważam też że w takim sklepie można znaleźć na prawdę fajną książkę i niskiej cenie. Sama znalazłam tam jedną z moich ulubionych książek, tak na prawdę rzadko kupuje książki w księgarni w sensie że bez promocji kocham napis PROMOCJA to na mnie działa, ale zanim kupie muszę się upewnić, że to na pewno promocja nie lubię przepłacać, nie lubię nienawidzę, ale czasem kupuje bez promocji ale tylko wtedy jak jest to jakaś x-sowa część serii. ( nie pierwsza) ). No dobra wracając do tematu byłam w Lidlu i zobaczyłam Pierwszy tom Igrzysk Śmierci, chwile się zastanawiałam przeczytałam wszystko co było na okładce. Oceniłam grafikę :D no i kolor kartek ( nie obraź się, ale tu dostała minus , przynajmniej to wydanie, ponieważ ja jestem dziwna i nie lubię białych kartek jakie są w tej książce, ale myślałam co zrobić. Wiedziałam, że nie mam teraz zbytnio kasy na kupno jej, więc postanowiłam wykorzystać mój stary trik na tatę czyli słodkie oczka :D ( czasem się zastanawiam jakim cudem to jeszcze działa przecież nie mam już 7 lat, tylko już prawie 17 ( już tylko parę dni, czemu musiałam się urodzić tak pod koniec roku i czemu jesień choć nie jest źle miałam się urodzić w listopadzie, 20 październik to zawszę lepiej niż listopad). tak wiem znów zmieniłam temat, ciągle tak robię dlatego moja koleżanka nazywa mnie trajkotką :P No i poprosiłam tatę i mi ją kupił jeszcze nie zaczęłam bo musiałam uczyć i nie wiem czy zacznę w tyg. może weekend mam tyle nauki że mnie to przeraża :(, ale jak już przeczytam to Ci powiem czy było warto, mam nadzieje, że tak !! Mam nadzieje, że książka podejdzie mi tak samo jak twoje opowiadanie < 333
OdpowiedzUsuńTo wspaniale!!!!!! Jestem ciekawa Twojej opinii. :D Mam nadzieję, że będzie Ci się podobało. :) I już życzę Ci wszystkiego najlepszego!! :* <3 100 lat!!! :)
UsuńWczoraj wieczorem zaczęłam nie miałam zbytnio czasu ale te 80 stron przeczytałam na razie jest początek, były dość oryginalne stroje na wejście :D na razie bardzo zaciekawiła mnie ta awoksa czy jak ona miała tam się nazywała :D Fajnie by było gdyby było o tym coś więcej później :D .
UsuńOczywiście dziękuje za życzenia, ale wole zamiast życzeń nowy rozdział < 3333333333
Wiesz co jestem zła. na Ciebie na siebie :P, ponieważ kupiłam tą książkę, ale powiedziałam sobie, że nie mogę jej czytać, bo ja muszę się uczyć i co zlekceważyłam naukę nie nauczyłam się na polski ( choć nie wiem czy ucząc się bym to wiedziała, bo kto normalny uczy się cytatów na pamięć, a to wymagała każąc nam je uzupełniać :( ) oprócz tego nie nauczyłam się na wypowiedz z Niemca i histy na spr. No może mam to poczucie winy, że powinnam się uczyć, ale cieszę się, że to przeczytałam, ponieważ książka bardzo, a to bardzo mi się podobała wczoraj już nie mogłam się od niej oderwać i musiałam przeczytać do końca. Nie sądziłam, że wciągnie mnie aż tak bardzo mocno. jedyne co mnie wczoraj interesowało to przeczytać do końca książkę. Dopiero wczoraj przeczytałam, że mogą wygrać dwie osoby więc, to nie dawało mi spokoju, zrobiłam sobie nawet przerwę, znaczy chciałam skończyć, ale nie wytrzymałam nawet pół godziny i czytałam dalej. Dość mnie wciągnęła, nie mogłam przez nią wczoraj zasnąć, choć późno szłam się położyć , bo czytałam :D Zastanawiam się co będzie dalej, w kolejnej części, którą muszę mieć. Dużo się zmieniło na pierwszą choć z promocji, żal mi było kupować ja z własnej kasy, a teraz chce wydać własną kasę, którą odkładam w księgarni na książkę bez promocji chyba na prawdę nie źle się wciągnęłam.
UsuńNiby igrzyska się skoczyły, ale nie wszystko się wyjaśniło do końca, jak ich przywitają, czy będą udawać, że są razem, a może nie mhh.
Dlatego też dziękuje, że mi tak dość długo ją polecałaś, że napisałaś to opowiadanie, bo dzięki niemu w dużej mierze kupiłam Igrzyska Śmierci.
A i jeszcze jedno napiszesz nowy rozdział w weekend ?? Proszę :***
< 333333333
Przeczytałam drugą cześć i muszę przyznać, że w ogóle się na niej nie zawiodłam, czego mogłabym się spodziewać, bo często kolejne części są gorszę, tu jednak tego nie zauważyłam, a nawet za każdą stroną wkręcałam się jeszcze bardziej w akcje. Jestem na prawdę pod wielkim podziwem dla Suzanne Collins, że napisała tak świetną książkę. Tak mi się podobała że dużą cześć dzisiejszego dnia spędziłam na czytaniu tej książki, a resztę czasu to wykorzystałam na rozmyślaniu o niej, tak fajnie było ją czytać, choć żałuje że łapczywie przeczytałam ją jednego dnia mogłam ją sobie "dawkować" i dłużej żyć w niewiedzy, podekscytowaniu.
Usuńi tak teraz muszę czekać chyba do przyszłego tygodnia aby mieć możliwość przeczytania trzeciej części, już nie mogę się doczekać.
Bardzo się cieszę, że się skusiłam i czytam tą serię, nawet nie przeszkadzały mi nielubiane przeze mnie białe kartki, tak bardzo mnie wciągnęła.
Ale wiec i tak jestem na Ciebie zła :P obiecałam sobie, że będę się uczyć a tu przez Ciebie czytałam :D ( i tak w tajemnicy mogę dostać jedną czy dwie tróje tylko dlatego, że czytałam coś tak wspaniałego) czy nie masz wrażenia, że piszę tak słodko/pochlebnie na temat tej książki, że normalnie jakbym usiłowała tak posłodzić cukier :D Dziwne jak w książce nie udaje mi się znaleźć minusa, kompletnie nic.
Kocham Cię za to że pokazałaś mi niezwykły świat tych książek < 333
Ps. napisz rozdział :*************************
Nadal liczę na to że dziś będzie rozdział :P
UsuńTak jestem upierdliwa : *******
:(
UsuńHelooo :D Tak czytam sobie pierwszy rozdział i szczerze mówiąc mega żałuję, że Lyall sama się zgłosiła, bo to (tylko moim zdaniem, oczywiście możesz to zhejtować) jest już troszeczkę oklepane. Ale tylko odrobinkę a poza tym jak dla mnie to mocno odbiłaś to sobie zgłoszeniem się Victor'a. Właściwie osobiście nie czytałam jeszcze nic "igrzyskowego" o głównym motywie rodzeństwa na arenie. (Może dlatego, że ostatnio siedzę bardziej w potterowskich klimatach, ale musisz to zrozumieć: takie wahania nastrojów, kiedy nie wiem na co mam większą ochotę). W każdym razie na początku nie miałam ochoty czytać, później zaskoczyłaś i mi w głowie tez coś zaskoczyło, że aż musiałam dotrzeć do końca rozdziału. Teraz lecę czytać ciąg dalszy i zapraszam do siebie ^^ Zostawiam linki w jakimś spamie, żeby tu nie robić brudu. Pozdrawiam i weny :3
OdpowiedzUsuń