Proszę awoksę, aby pokazała mi mój pokój i idę za nią
zrezygnowana. Victor odprowadza mnie pod drzwi, przytula, ale nic nie mówi.
Przekraczam próg i po raz kolejny dławię się wdychanym powietrzem.
Pokój pomalowano na szkarłatny kolor. Dwuosobowe łóżko
jaśnieje bielą, a na ścianach wiszą głównie czarno-białe obrazy, które
przedstawiają jakąś abstrakcję. Puszysty dywan rozciąga się prawie po całej
powierzchni podłogi, zostawiając tylko drobne skrawki czarnego drewna.
Widzę jeszcze dwoje innych drzwi i ruszam w ich
stronę. W jednym pomieszczeniu znajduje się gigantyczna garderoba, a w drugim
lśniąca łazienka. Od razu zdejmuję niewygodną sukienkę, naszyjnik chowam w
trampku, ściągam bieliznę i wskakuję pod wielgachny prysznic. Zanim połapuję
się w skomplikowanej obsłudze tego dziwnego urządzenia, już zdążam się
poparzyć, a także niechcący oblewam się zimną wodą, po czym chwilę później drżę
niczym liść na wietrze. Kiedy w końcu udaje mi się ustawić odpowiednią
temperaturę, wciskam pierwszy lepszy guzik i na moje ciało spływa truskawkowy
płyn. Wręcz rozpływam się w delikatnym zapachu.
Tutaj zaawansowana technologia, u nas wiadro z
lodowatą, brudną wodą.
Po paru minutach zmuszam się do opuszczenia prysznica.
Pod koniec nareszcie mogę stwierdzić, że to nie jest wcale takie trudne.
Prysznic ma mnóstwo funkcji, nawet suszenia, dlatego gdy wychodzę z kabiny nie
muszę już używać ręcznika, a włosy spływają falami na plecach, suche i lśniące,
bez żadnych kołtunów.
Ubieram z powrotem bieliznę, uchylam drzwi i przemykam
do garderoby, biegnąc na palcach, gdyż boję się, że ktoś zobaczy mnie
nieubraną. Rozglądam się po pomieszczeniu. Widzę głównie jakieś durne sukienki,
w równie okropnych kolorach. W końcu wynajduję czarne dżinsy, bokserkę i
ogromny sweter w tym samym kolorze. Uwielbiam duże ciuchy.. Patrzę na odbicie w
lustrze i z zadowoleniem stwierdzam, że prezentuję się nie najgorzej. Jestem
brzydka, ale te ubrania nadrabiają moją urodę.
Wracam do łazienki po naszyjnik i wskakuję w trampki.
Siadam powoli na łóżko i zatapiam się w miękkiej pościeli. Kładę głowę na
poduszki i zamykam oczy. Jeszcze nigdy nie było mi tak wygodnie.
- Lyall? Lyall! – Budzi mnie gwałtowne walenie do
drzwi. – Zaraz kolacja, chodź do nas.
Przez chwilę myślałam, że koszmar Głodowych Igrzysk
był tylko złym snem.
Wstaję z łóżka, czochram włosy dłonią i przecieram
oczy. Idę korytarzem i w końcu docieram do jadalni. Siadam obok Victora i
patrzę uważnie na ludzi zebranych przy stole. Lauren Bell już zmieniła swój
strój na jaskraworóżową spódnicę i białą koszulę. Aż bolą oczy, kiedy patrzę na
jej idealnie czyste i wyprasowane ciuchy. Przy stole jest jeszcze nasz mentor.
Na oko trzydziestoletni, facet o czerwonych włosach, którego ledwo kojarzę.
Zapewne miał przerwę w tym całym „mentorowaniu”, a teraz powrócił. W naszym
dystrykcie jest dwóch zwycięzców, co jest dla nas ogromnym szokiem, bo kto by
się spodziewał, że najmniejszy dystrykt w Kapitolu odniesie aż taki sukces.
Chociaż ja to sukcesem nazwać bym nie mogła.
- O. Ruda. Suuper – mówi ironicznie. – A myślałem, że
już wymarliście.
Patrzę na niego wściekłym wzrokiem. Czuję, że na moją
twarz wylewa się gniewny rumieniec.
- Ty masz czerwone włosy, idioto. Czyżby to była
wielka różnica? – warczę.
- Zachowuj się! – piszczy opiekunka.
- Oczywiście, że tak – widzę jak mężczyzna zaczyna
drgać rozsierdzony. – I nie waż się tak do mnie mówić.
- Mogę do Ciebie mówić jak tylko mi się podoba. Gardzę
tobą – jak zwykle nie potrafię opanować złości. Jestem zbyt gwałtowna, zbyt
głupia. Przeze mnie Victor przegra. A przegrana równa się śmierć.
- Zobaczymy jak będziesz mną gardzić, gdy zabraknie Ci
wody, kiedy będzie Ci zimno lub kiedy nie będziesz miała czym się bronić,
cwaniaro.
Zamykam usta i nakładam na talerz sałatkę. Opycham się
wszystkim po kolei, wkrótce jednak tego żałuję, gdyż nadmiar jedzenia powoduje
u mnie odruch wymiotny. Resztę wieczora spędzam blisko toalety. Zasypiam z
twarzą na zimnych kafelkach.
Budzę się koło czwartej w nocy. Ku memu zaskoczeniu
zamiast na podłodze, znajduje się w łóżku.
Ściągam koszulę nocną i ubieram to samo ubranie co
wczoraj. Przez jakiś czas wpatruję się w naszyjnik i staram się dowiedzieć, kim
był poprzedni właściciel. Srebrna tarcza jest zarysowana, a wilk stracił już na
swojej barwie. Głaszczę koniuszkiem palca po jego pyszczku, po czym zakładam
wisiorek na szyję.
W myślach układam różne wersje jego historii.
Wkrótce przeczesuję włosy palcami i kątem oka widzę
swoją twarz w lustrze. Sińce przybrały trochę zielonkawy kolor. Wzrok kieruję
również na piegi, które licznie obsypują moją twarz. Dlaczego musiałam się
urodzić?
Wychodzę z pokoju na palcach i snuję się po pociągu. W
końcu natrafiam na ostatni wagon. Otwieram drzwi. Ściany to ogromne okna, a na
środku pomieszczenia stoi ogromna kanapa. Siadam na niej i wpatruję się w
drzewa, które mijają mnie w niesamowitym tempie. Niebo nie jest już czarne, czy
granatowe, lecz powoli przybiera szarą barwę.
Kulę się na sofie i cicho łkam. Muszę pozbyć się tego
świństwa z organizmu. Teraz albo nigdy.
Wspominam moje krótkie życie. Uświadamiam sobie jak
mało przeżyłam. Mogę pochwalić się jedynie, że miałam przyjaciółkę, jednak, tak
właściwie, nigdy nie powierzałam jej swoich myśli. Słuchałam, bądź starałam się
jej pomóc, ale nic poza tym. Stwarzałyśmy własne historie, nie dzieliłyśmy się
starymi.
Nigdy nie kochałam.
W świetle dnia nie potrafię się przyznać nawet przed
sobą, ale nad ranem takie głupie myśli, mimowolnie uciekają mi z mojego umysłu.
Nigdy nie kochałam tak, jak chciałam kochać.
Nigdy się nie całowałam, nigdy nie trzymałam za rękę
kogoś, na kim mi zależy, nigdy nie przytulałam chłopca, nie licząc moich braci.
Nigdy nie czułam tego, o czym mówią ci cali zakochani.
Jest mi niedobrze, gdy o tym myślę, jednak mimo
wszystko chciałabym tego doświadczyć.
Potrząsam głową, chcąc wyrzucić to z głowy. Odganiam
myśli, uczucia, staję się pusta. Chcę przyzwyczaić się do myśli, która niedługo
prawdopodobnie stanie się realna.
Będę mordercą.
Zabiję? Pozbawię kogoś oddechu? Ktoś zniknie? Przeze
mnie? Odejdzie?
Słyszę cichutkie pukanie. Odwracam się przestraszona,
gdyż nie wiem, czy mogę o takiej porze chodzić po pociągu. Widzę awoksę.
Pyta mnie wzrokiem o pozwolenie, kiwam głową, a
ona siada obok.
- Jak Ci na imię? – szepczę.
Ta wykonuje ruch, który przypomina pisanie na kartce
papieru.
Saima.
- Saima? – Upewniam się. Dziewczyna potwierdza
skinieniem głowy.
Siedzimy i spoglądamy przez okno. Saima sięga po moją
dłoń i ściska ją leciutko. Gest ten mnie rozczula, ponownie zaczynam płakać.
Dziewczyna z początku tylko na mnie patrzy, jednak wkrótce przytula i głaszcze
uspokajająco po włosach.
- To ja powinnam Cię pocieszać. Co oni Ci zrobili?
Saima kręci głową, po czym wskazuje na siebie. Czy
chce mi tym powiedzieć, że to jej wina?
- Jestem pewna, że na to nie zasługiwałaś.
Palcem zatyka mi usta i ponownie kręci głową. Już nic
nie mówię, sączę kropelki ciszy i cieszę się towarzystwem dziewczyny. Czy
zyskałam nową przyjaciółkę? Możliwe, że nie, a raczej na pewno nie, jednak
jestem szczęśliwa, że znam, chociaż jej imię, że siedzi ze mną i wita nowy
dzień.
Po godzinie wychodzi i kiwa głową na pożegnanie.
Zostaję sama.
Wsłuchuję się w swój oddech. Jest cichy, ale doskonale
go słyszę.
Nie wiem, o czym myśleć, tyle sytuacji, tyle uczuć i
emocji, tyle żyć, jednak brak prawdziwych wspomnień. Czuję, że dotychczas to
wszystko było iluzją. Żyłam złudną nadzieją, że moja rodzina jest bezpieczna.
Gdy byłam młodsza, miałam wrażenie, że to wszystko jest po prostu żartem.
Myślałam, że dzieci, które idą na igrzyska… po prostu idą, jednak nie dzieje
się im krzywda. To tylko telewizja, fikcja, to wszystko jest zaaranżowane, nie
muszę się martwić. Byłam taka naiwna, taka głupia, chciałam w to wierzyć. Gdy
widziałam śmierć na ekranie, nie czułam smutku, nie zwracałam większej uwagi,
gdyż ufałam. Teraz już nie wierzę. Teraz żałuję, teraz oddaję hołd zmarłym
trybutom, nawet, jeśli ich nie znałam.
Wciąż powracam do tego samego zdania.
Nie istnieć – to musi być piękne uczucie, prawda?
_______________________________________________________________________
ThisOther nie wiem, kiedy masz urodziny, ale Tobie również chciałabym złożyć najlepsze życzenia.
Dziękuję Wam za wszystko, życzę Wam jak najlepszych ocen, wiernych przyjaciół, może miłości? :) Wszystkiego najlepszego. :*
Przepraszam za ten rozdział, ale znów zaczyna mi brakować weny. Na razie niestety nie mam czasu na pisanie nowych rozdziałów, więc proszę wybaczcie mi, jeśli rozdziały będą pojawiać się coraz rzadziej. Pozdrawiam serdecznie. :)
bardzo dziękuje za życzenia. (ps. zadałam sobie sprawę, że nw kiedy Ty masz urodziny ) Ci równie życzę wszystkiego co Ci się wymarzy, pogody ducha i żebyś wydała kiedyś książkę, bo masz na prawdę wielki talent.
OdpowiedzUsuńNo dobra teraz idę czytać i zaraz Ci napiszę co o nim sądzę :P
< 333333
Oj mała nie przepraszaj ja ten rozdział, ponieważ jest bardzo dobry !!!
OdpowiedzUsuńTeraz jak już przeczytałam dwie pierwsze części" igrzysk śmierci " widzę podobieństwo z twoim opowiadaniem, ale spodobało mi się że kosogłosa zamieniłaś wilkiem :D
nie mogę się doczekać jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów :P Zastanawiam się co będzie jak już trafią na arenę, czy będzie jak w książce, a może wszystko zmienisz.
Nawet nie wiesz jak fajnie czytam mi się twoje słowa :P Uwielbiam twoją twórczość uwielbiam Cię :**
Dobrze że mogła wyrazić swoje emocje przy awoksie szkoda tylko, że nie mogą one mówić :(
Pozdrawiam
ps. mam nadziej że aż wielce długo nie będę musiała czekać na kolejny rozdział max 2 tyg , ok?
< 3333333333333333333333
Spodobała mi się Twoja bohaterka. Ma ciekawy charakter i na pewno pokaże pazurki w Kapitolu i na arenie. Tylko nie wiem jak wytrzymam fakt, że na arenę trafiła ze swoim bratem :< I jeszcze ten jej mentor, już nie trafię typa. A opiekunka to typowa Effie, mam nadzieję, że będzie trochę lepsza i zajmie się Lyall.
OdpowiedzUsuńMasz świetny styl, czyta się szybko i te opisy ahh *.*
Będę Cię odwiedzać ;)
Zapraszam również do mnie.
http://67igrzyskaoczamijulites.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę dużo weny ;>
J
O Boże! Kiedy zobaczyłam, że napisałaś o mnie... hmmm to takie dziwne uczucie, nie sposób opisać. Ale bardzo, bardzo miłe ;) Piszesz wspaniale! Zwykle nie doceniamy siebie samych, więc pewnie zauważasz same błędy, ale Twoje opowiadania są cudne! Oczywiście, muszę zepsuć atmosferę i powiedzieć Ci, co mi nie pasuje ;) Skąd dziewczyna wie, że to nazywa się bokserka? W swoim dystrykcie, który jest biedny, raczej nie miała takich luksusów, więc dziwne wydaje się, że zna tą nazwę, którą ja kojarzę jako "coś do ubrania" :) I to jest jedyny błąd, jaki wg mnie jest w tym tekście. Podoba mi się postać Saimy. Bardzo. Wszystko jest świetne, bo rozbudowane. Niesamowita historia :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńHejka :P
OdpowiedzUsuńCo tam nowego u Ciebie, dość dawno już nie pisałaś :P
Odezwij się jak najszybciej :P
czekam z niecierpliwością :*
<3333333